środa, 18 listopada 2015

Rozdział 3

Delikatna jak diament, gładka jak jedwab.

Tak mało, a zarazem tak wiele.

Tysiące myśli, setki spojrzeń, zero słów. Bicie serc, delikatny powiew wiatru. Ostatnie promienie słońca, początek czegoś nowego. Płatki kwiatów chowały się, ustępując miejsca nocy, czekając na kolejny dzień.


Tak mało, a zarazem tak wiele.

Im bliżej tego miejsca, tym więcej odgłosu fal. Jakaś rozmowa przeprowadzona w obcym języku, w którym każdy chciał coś dopowiedzieć, mieć swoje zdanie. Obca para trzymająca się za ręce, schowana w ciemnym zaułku, szepcząca sobie czułe słówka, dotykająca ciała… Gdzieś daleko, gdzie z upływem dnia osób jest coraz mniej. Miejsce schadzek, potajemnych spotkań, wyznań miłości, szczęścia i radości. Ławki, na których przytulają się, rozmawiają. Zimny piasek łaskoczący delikatne stopy obmywa całe miejsce, plażę.

Długą aleją otoczoną światłami latarni oraz płotem z pierwszymi kłączami róż jedna z licznych par biegła, trzymając się za ręce, w tym kierunku, w którym zmierzali wszyscy. Spieszyli się, aby uchwycić najlepszy moment tego wieczoru. Zachód słońca. Kiedy dobiegli już do plaży, zdyszani i spoceni, zdjęli buty i skarpetki, a następnie podążyli ku lodowatej wodzie. Zimny dreszcz po spotkaniu z cieczą został przezwyciężony ciepłem dłoni trzymającej w ręce. I tak jak u wszystkich – słowa nie były potrzebne. Zostały tylko myśli, ukradkowe spojrzenia, liczne marzenia. Biegli dalej, gubiąc obuwie, kierując się na skały, gdzie silne fale odbijały się i wracały w głąb morza. Dzięki pomocnej dłoni, zdołali wzajemnie wejść na sam szczyt, gdzie rozsiedli się na kurtce chłopaka, obserwując ostatnie promienie słońca. Mewy hałasujące nad ich głowami bawiły się powietrzem, starając się złapać jak najlepszy wiatr. Kiedy słońce ustąpiło miejsca nocy, biały księżyc oświetlał im drogę.  Sekundy, minuty  mijały, a ludzi było coraz mniej. Ci, co zostali, mogli patrzeć wysoko w niebo, przyglądając się gwiazdom, zgadując poszczególne układy.

- Zobacz – Julia nakierowała ręką na niebo. – Tam jest duży wóz.

- Gdzie?

- No tam? Nie widzisz?

- Pokaż. – Przybliżył się do twarzy Julii, patrząc na jej dłoń, podążając w jej kierunku. – Wielki wóz – poprawił ją, śmiejąc się.

- Wielki czy duży, co za różnica. – Przewróciła oczami, a kiedy spojrzała na niego, daleko nie musiała spoglądać. Był bardzo blisko i czuła się z tym dobrze.

- A tam – Wziął jej dłoń w swoją, kierując na następne gwiazdy –jeśli pójdziemy wyżej, zobaczymy gwiazdę polarną. O tu… – Zatrzymał się, splatając jej palce ze swoimi. – Kiedy skręcimy w lewo, napotkamy na mały wóz. Widzisz?

Lecz ona bardziej patrzyła się na swoją dłoń, splecioną z jego, którą ogrzewał ciepłem. I to ciepło sprawiło, że po jej ciele przebiegł dreszcz, co nie uszło jego uwadze.

- Zimno ci?

- Nie, jest mi ciepło. – Przyglądała się, jak unosi się i siada na skale, pochylając się nad nią.

- Na pewno nie jest ci zimno? – powtórzył pytanie. Patrzył się w jej oczy, a ona zaniemówiła. 

Intensywność tego spojrzenia była tak ogromna, że z trudem łapała oddech.

- Może troszeczkę… - Straciła jasność myślenia, kiedy jego twarz zbliżała się, oczy wpatrywały się w jej.

Słodki oddech, delikatna skóra. Obydwoje spojrzeli na swoje usta, jako jedyny obrany cel. I już po chwili połączyli się delikatnymi, a zarazem pełnym miłości pocałunkami, zagłębiając się coraz bardziej, nawet nie zdając sobie sprawy, że leżeli ze wspólnie splecionymi ciałami. Jej dłonie zanurzyły się we włosach bruneta, delikatnie masując głowę, jednocześnie przyciskając go coraz mocniej. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że kiedy pogłębił swój pocałunek, jęknęła cicho w jego usta, co mu się bardzo spodobało. Po pewnym czasie, która trwała wieczność, odsunął się od niej, na co ona zareagowała jęknięciem złości, a u niego pojawił się piękny uśmiech. Ruchem ręki odgarnął jej włosy z twarzy, chowając je za uszy.

- Jesteś piękna, jesteś moim aniołem – uśmiechnął się. – I tylko moim.

To powiedziawszy znów pochyli się nad nią, kontynuując to, co przerwał. Lecz teraz nie był już tak delikatny jak przedtem. Julia delikatnie rozchyliła usta, dając mu pozwolenie i zachęcając go. Nie śpieszył się. Językiem wodził po jej dolnej wardze, ssąc ją, wdychając słodki oddech. A kiedy sam już nie mógł wytrzymać, ich języki połączyły się, zaczynając wspólny taniec miłości.

Kocham

Pragnę

Potrzebuje

Patrząc na nich, można było to usłyszeć, zobaczyć. Bo co jest piękniejszego od pierwszej miłości? 

Nic

Jest najczystsza, najcudowniejsza, piękna. Kiedy większość osób zapomina o tym, czym jest miłość, oni właśnie się dowiadują. I miejmy nadzieję, że ich droga będzie inna, lepsza. Jednakże nie wiemy, co się wydarzy, kto pojawi się w naszym życiu, pokieruje sercem. Pozostaje nam tylko zaufać innej osobie, polegać na niej, wspierać się nawzajem. Ale aby to osiągnąć, należy pracować i budować to co najważniejsze. Zaufanie.

Potem, kiedy oboje leżeli przytuleni do siebie, gdy obydwoje delektowali się swoim dotykiem, wpatrywali się w niebo, zauważając coś, czego dawno nie widzieli.

- Widziałeś? – zapytała. – Gwiazda spadła.

- Pomyśl życzenie, a spełni się.

- Wierzysz w to? – Odchyliła delikatnie głowę, wpatrując się w jego oczy.

- Zawsze trzeba wierzyć, czego dowodem jesteś ty sama – uśmiechnął się, zniżając swoje usta do jej szyi, delikatnie całując ją.

- Oboje pomyślmy, dobrze? – odsunęła jego twarz od skóry, starając skupić się nad życzeniem.

- Dobrze.

Wpatrywali się w siebie, myśląc nad tym jednym, czego obydwoje pragnęli.

Chcę być tylko z tobą.

Jednak jeśli każdy pomyślałby nad jakimś życzeniem, i ono spełniłoby się, życie byłoby nudne. Ta historia byłaby nudna.

Później, kiedy było już naprawdę zimno, razem, za rękę, kierowali się do swoich pokoi. Starając się, aby nikt ich nie usłyszał, stali pod jej drzwiami i żegnali się, nie mogąc od siebie oderwać. I jeśli on miał ochotę, wejść do jej pokoju i zostać dłużej, postanowił że tego nie zrobi. Chciał aby wszystko przebiegało jak należy i tak, jak ona chce. Jednak byli tak szczęśliwi i zajęci sobą, że nie zauważyli, że za rogiem stała jedna z dziewczyn, której blond loki odbijały się blaskiem od lampki. Złowrogo patrzyła się na tą parę, w szczególności na Julię. I chociaż jej nie znała, nienawidziła jej za to, co miała. Patryka. Już dawno spodobał się jej, lecz zbywał ją, patrzył tylko na Julię i nie widział nikogo poza nią. Dobrze wiedziała, że jego czas tutaj kończy się, dlatego musiała się śpieszyć, a kiedy jego już nie będzie, zajmie się nią i to jej sprawiło radość. Chytry uśmiech pojawił się na jej ustach, kiedy młoda para w końcu się pożegnała, a dziewczyna weszła do swojego pokoju. Po chwili została sama na korytarzu, tak samo jak sama jest przez całe życie i nie mogła patrzeć na nich, na ich szczęście, bo jeśli ona jest sama, oni też powinni.  

***

Popijając herbatę, przeglądał lokalną gazetę, czytał ogłoszenia, szukając pracy. Chciał już gdzieś zarabiać, aby za rok mógł wynająć z Julią mieszkanie i tam  zamieszkać. I mimo że z nią jeszcze o tym nie rozmawiał, wiedział, że nie będzie miała nic przeciwko. Z resztą, właśnie dziś chciał to nadrobić i z nią to omówić. Nagle usłyszał, że krzesło z naprzeciwka odsuwa się, robiąc przy tym cichy hałas. Już myślał, że jego anioł przyszedł do niego, lecz kiedy podniósł głowę, nie mógł ukryć zawodu. Naprzeciw niego usiadła Amanda, jedna z dziewczyn, która nie dawała mu spokoju, od kiedy dowiedziała się, że maluje portrety, i nie mogła zrozumieć jednego: że portrety są przeznaczone tylko dla jednej osoby.

- Coś chciałaś ode mnie? – zapytał obojętnie, wracając do czytania.

- Tak, chciałam się zapytać, czy nie zechciałbyś namalować mojego portretu.

Chłopak, który do tej pory starał się nie zwracać uwagi na Amandę, podniósł wzrok, nie mogąc uwierzyć, że go o to prosiła, a przecież dał jej jasno do zrozumienia, że może o tym zapomnieć.

- Amanda, przecież już kiedyś ci mówiłem, że nie maluję nikogo oprócz Julii.

- Wiem, ale może porozmawiasz z nią i nie będzie miała nic przeciwko? To tylko portret, Patryku.  Niedługo nas opuszczasz, a ja jeszcze nigdy nie miałam portretu.

- Nie ma mowy, już postanowiłem i zdania nie zmienię – odparł stanowczo, kończąc temat i odchodząc od stołu.

Została sama, z gazetą na stole. Sięgnęła po nią ręką i przyglądała się. 

Czego tak właściwie tam szukał? 

Znalazła kilka ofert pracy, zaznaczonych długopisem, oraz kilka zgłoszeń do wynajmu mieszkań.

A więc chcesz blisko pracować i mieszkać koło Julii, pomyślała.

Aż strach pomyśleć o czym jeszcze dumała. Złożyła gazetę i zabrała ją, odchodząc i kierując się do swojego pokoju, szykując się na wieczór.

***

Długim korytarzem, mijając kolejne pokoje, pewna kobieta, która od wielu lat zajmowała się ty domem, opiekowała dzieciakami. I chociaż myślała, że znała wszystkich, była wielce zaskoczona, kiedy otrzymała list od jednej z lepszych uczelni, skierowany do jednego z jej podopiecznych. Mimo że ciekawość była nie do zniesienia, wiedziała, jak ma postąpić.

Cicho zapukała przed odpowiednimi drzwiami i czekała aż ktoś otworzy, jednak kiedy to nastąpiło, nie spodziewała się tej właśnie osoby.

- Witam panią - usłyszała.

- Witaj, Amando, jest Patryk? – Dyrektorka była wielce zaskoczona i zdziwiona strojem, jakim miała na sobie dziewczyna. Długa koszula sięgająca jedynie ud oraz odznaczające się części ciała mówiły same za siebie.

- Zaraz przyjdzie, musiał na chwilę wyjść. - odpowiedziała niewinnie z uciekającym wzrokiem.

- Amanda, co ty masz na sobie? Co to ma wszystko znaczyć? – Dyrektorka nie kryła złości, jaka napływała, oraz to, że coś takiego działo się pod jej dachem.

- Koszula, przecież musiałam się ubrać, zanim wrócimy do pracy – odpowiedziała, starając się wydłużyć materiał minimum do kolan.

- Do pracy? Ale co, o jakiej pracy ty mówisz? – Wyraźnie zła, pchnęła drzwi, wchodząc do środka, gdzie znalazła porozrzucane ubrania Amandy oraz gotowe narzędzia do malowania obrazu. – On cię malował?

- Tak, proszę pani. – Stała się wyjątkowo grzeczna i cicha.

- Mogłam się tego domyślić. – Spojrzała ma kopertę trzymaną w ręku, kiedy jednym ruchem rozerwała ją i przeczytała zawartość. – Mogłam się tego domyślić! – powtórzyła. – Amanda?

- Tak? – Momentalnie wyprostowała się, w reakcji na surowy głos dyrektorki.

- Natychmiast się ubierz i posprzątaj ten bałagan.

- Tak, proszę pani. – Pośpiesznie zaczęła zbierać swoje ubrania i zakładać w pośpiechu, a kiedy dyrektorka była już przy drzwiach, ponownie usłyszała jej donośny głos.

- Długo Patryk cię maluje?

- Dopiero dziś mieliśmy malować pierwszy portret.

- A dlaczego jesteś w takim stroju? – zapytała i czekała na odpowiedź, uważnie przyglądając się dziewczynie.

- Bo tylko w takim stroju Patryk maluje – odpowiedziała, uciekając wzrokiem od wściekłego wzroku dyrektorki.

- Co takiego!? – krzyknęła. – I to się działo w moim ośrodku? To jest nie do pomyślenia!

- Przepraszam bardzo, proszę pani, to już się więcej nie powtórzy.

- Ja wiem, że to się już nie powtórzy. Zostaniecie srodze ukarani przez to wszystko. Amando, powiedz mi, kto jeszcze bierze w tym udział?

- Ona, proszę pani. – Skierowała ręką za drzwi, gdzie dyrektorka podążyła wzrokiem i ujrzała kilka obrazów przedstawiających dorosłą kobietę, w różnych strojach, różnych miejscach.

- Kto to jest? – Wzięła jeden obraz do ręki i pokazała Amandzie. – Kim jest ta dziewczyna? – powtórzyła.

- To jest Julia, mieszka tutaj, na innym piętrze. Z tego co wiem, pozuje mu już kilka miesięcy, od tego czasu wszystkim się chwali – kłamała dalej.

- Ja jej skończę to chwalenie. Jak przyjdzie Patryk, przekaż mu, że ma do mnie przyjść jak najszybciej. – To powiedziawszy, trzasnęła drzwiami.

W tym momencie na twarzy Amandy pojawił się chytry uśmiech, a oczy lśniły szczęściem, jakie ją ogarnęło. Plan wypalił inaczej niż zaplanowała, ale skutek był jeszcze lepszy niż oczekiwała. Spojrzała w lusterko, przeczesała włosy dłonią i wyszła z pokoju, kierując się do innego. Zapukała do drzwi, a kiedy pojawiła się odpowiednia osoba, na jej twarz wróciła niewinna maska.

***

- Proszę wejść!

Ciche pukanie ustało, a do gabinetu wszedł Patryk, wyczuwając zły nastrój dyrektorki. Już dawno miał zamiar przyjść i porozmawiać o odejściu, chciał prosić o pozwolenie wyjścia z Julią na ostatni wieczór, jaki mu pozostał.

- Usiądź. – Wyjęła teczkę na stół i otworzyła ją, czytając zawartość. – Twój pobyt tutaj właśnie się zakończył, Patryku.

Początkowo Patryk zaniemówił, jednak po chwili ocknął się aby zaprotestować.

- Ale jak to? Zostało mi jeszcze kilka dni.

- Tak, to prawda – zapewniła. - Ale jak mi wyjaśnisz to? – Na stół rzuciła pojedynczy obraz przedstawiający Julię w czarnej sukni, siedzącej na kanapie.

Chłopak patrzył zszokowany tym, co widział, tym, że to trafiło do rąk dyrektorki.

- Mogę to wyjaśnić – zapewnił.

- Ależ oczywiście, że możesz. Wiem wszystko, Patryku, o obrazach, o Julii i Amandzie. Przyszedł do ciebie też list z uczelni.

- O Amandzie? – Nie zwrócił w ogóle uwagi na to, że mówiła coś o liście. – A co ma do tego Amanda?

- Co ma do tego Amanda? – oburzyła się. – Ta biedna dziewczyna znajdowała się dziś w twoim pokoju, półnaga i czekała aż wrócisz i ją namalujesz, tak jak ją Bóg stworzył.

- Co? – Nie mógł już się opanować. – Ja nie mam nic wspólnego z Amandą, to chyba jakiś żart!

- Nie krzycz, młody człowieku, nie masz już prawa głosu, postanowiłam już, co zrobię w twojej sprawie, Julii i Amandy. – Podała mu list, w którym znalazł notkę o wygranym konkursie. – Jeszcze dziś spakujesz się i wyjedziesz na tą uczelnię. Dzwoniłam do tamtejszych władz i ustaliłam, że przejedziesz wcześniej. Nie będzie z tego powodu żadnego problemu.

- Ale nie może pani! – krzyknął.

- Oczywiście, że mogę i zrobię to – zapewniła, wstając od stołu. – Skończyliśmy już rozmawiać. Proszę iść się spakować, będzie czekał na ciebie samochód, który zawiezie cię na stację. Zrozumieliśmy się?

Chłopak wiedział, że jest na straconej pozycji, dlatego więcej już się nie kłócił. Wstał od stołu i wyszedł z gabinetu, kierując się do pokoju Julii. Po chwili marsz zamienił się w trucht, a trucht w bieg. Przeskakiwał po dwa stopnie, wspinał się na wyższe piętra. Nawet nie zapukał, tylko wbiegł od razu do pokoju, lecz tam nikogo nie znalazł. Przeszukał wzrokiem całe pomieszczenie, nie znajdując żadnej wskazówki tego, gdzie dziewczyna może się znajdować. Lecz jego uwagę w tym momencie zwrócił pewna rzecz. Podszedł do łóżka i podniósł portret Julii leżący na podłodze, niedbale rzucony przy łóżku. Zmartwił się. Nigdy czegoś takiego nie robiła, zawsze trzymała ten obraz na wierzchu, w widocznym miejscu i dbała o niego. Dlatego zastanawiał się, co spowodował fakt, że teraz był rzucony na ziemię. Postawił obraz na biurku i ruszył dalej w poszukiwaniu Julii.

***

Znajomy szum fal, śpiew ptaków. Tam gdzie pierwszy raz byli ze sobą tak blisko, a teraz tak daleko, siedziała skulona dziewczyna, opierająca się o skały, wylewająca łzy z bólu serca, jaki właśnie teraz odczuwała. Wyjęła komórkę, zauważając, że bateria była rozładowana. Nie mogła z nikim się skontaktować, kogoś usłyszeć. Starała się wycierać wszystkie wylewające łzy, lecz to syzyfowa praca. Słone krople ciągle napływały, za każdym razem inne, za każdym razem większe. I tak samo jako one, wspomnienia też wracały, a w głowie pojawiał się ten głos i śmiech tej dziewczyny.

To ty jesteś tą biedną Julią?

Niewinne spojrzenie, pełne współczucia i żalu.

Nie wiedziałaś o nas?

Delikatne klepnięcie w ramię dodające otuchy.

Tak mi przykro, naprawdę.

Oczy tak złe i pełne nienawiści.

Trzymaliśmy to wszystko w tajemnicy, kiedy ty się go tak uczepiłaś, a on nie miał sił ci odmówić. Biedna Julia.

I ciągle ten sam śmiech, jak jad rozprzestrzeniający się po całym ciele. Szloch ponownie uwolnił się z jej ciała, kiedy silny grzmot błyskawicy zagłuszył ryk ciała. Ciemne chmury kumulowały się w jednym miejscu, zapowiadając nadchodzący sztorm. Ale ona nie ruszyła się z miejsca, tylko szczelniej okryła się kurtką, chroniąc ciało przed spadającym deszczem. Krople stawały się większe, pojawiła się gęsta mgła, a horyzontu nie było już widać. W oddali słyszała szczekanie psa, zagłuszone krzyki obcej osoby. Po chwili poczuła delikatne szarpnięcie, a przed oczami ujrzała mężczyznę w płaszczu przeciwdeszczowym. Spojrzała na jego twarz, lecz deszcz uniemożliwił jej dokładne oględziny.

- Niech pani się schowa! Zbliża się silny sztorm! – Starał się przekrzyczeć coraz częstsze grzmoty.
Podszedł do niej, okrywając kawałkiem płaszcza.  Razem wstali, idąc w stronę plaży, kierując do miasta. Dopiero po chwili, kiedy znaleźliśmy się pod jakimś budynkiem, puścił ją i zdjął kaptur, pokazując swoją twarz.

- Robert? – spytała zaskoczona, że znalazł się właśnie tutaj i to jeszcze z psem. – Co ty tutaj robisz? -
Chłopak, tak samo jak jego pies, był cały mokry, widocznie część wody przedostała się przez płaszcz.

- Dorabiam sobie w wolnych chwilach i wyprowadzam tego oto psa – uśmiechnął się, pokazując zwierzę, a ten zauważając, że o nim rozmawiamy, zaszczekał skacząc na Julię i brudząc jej spodnie. – Przepraszam za niego. – Pociągnął delikatnie za obrożę, odsuwając na bok psa.

- Nic się nie stało. – Starała się wytrzeć błoto, jakie zostało na spodniach, ale to spowodowało jeszcze większe plamy. Dała sobie z tym spokój, rozglądając się dookoła.

Znajdowali się pod daszkiem, obok jednego z nielicznych sklepików, jakie znajdowały się przy plaży, które o tej porze były już zamknięte. Pogoda prawie się nie zmieniła, nadal się błyskało, chociaż nie padało już tak mocno jak przedtem.

- Powinnam już wracać, będą się o mnie martwić. – Zakryła się szczelniej kurtką, która przemoczona była do suchej nitki.

- Masz, załóż to.

Zdjął płaszcz, podając go Julii, a kiedy zobaczył jej niezdecydowaną minę, dodał:

– Nie martw się, nic mi nie będzie – zapewnił, okrywając ją materiałem.

- Dziękuję. – Założyła kaptur, wychylając się spod daszku. – Będę się zbierała – powiedziała. – I dziękuje za płaszcz.

- Nie ma sprawy – uśmiechnął się, odprowadzając ją wzrokiem.

Po chwili poczuł, jak jego towarzysz szturcha go nosem, chcąc zwrócić swoją uwagę. Nadal zadowolony kucnął, drapiąc zwierzaka.

- No już, już, wracamy. Zrobiliśmy, co mieliśmy zrobić, więc możemy wracać. – Wstał, na co pies przyjaźnie zaszczekał, podążając do domu.

*******

Poszukiwania nadal trwały, lecz nadal nie mógł jej znaleźć. Przepytywał wszystkich, kiedy usłyszał coś, co zwaliło go z nóg.

„Tak, widziałam ją, wyszła z Robertem.”

Robertem… Tym, który podrywał ją na stołówce, tym samym, który patrzył na nią „tym” wzrokiem…

Nie chciał wierzyć w te słowa, nie mógł, bo miał jeszcze nadzieję.

„Poszli na plażę, chyba prędko nie wrócą.”

Jednak pewność w jej głosie była niepokojąca, a świadomość podpowiadała mu, że właśnie tam są. I mimo że bardzo chciał, nie mógł dalej rozmawiać z Amandą, chociaż chciał jej powiedzieć, co o niej myśli. Musiał tam pobiec, dokładnie sprawdzić jej słowa. Ruszył szybkim krokiem, pomimo pogody, jaka panowała na zewnątrz. Silny wiatr utrudniał mu bieg, a deszcz uniemożliwił dokładne widzenie. Przemoczony i zmarznięty stał na plaży, rozglądając się wokół. Wołał jej imię, z coraz większą rozpaczą i strachem, że coś jest nie tak. I kiedy miał już odchodzić, odwrócił głowę i zobaczył w oddali dwie postacie schowane przed deszczem. Wyostrzył wzrok, po chwili nie wierząc w to, co zobaczył.

***

Spakował wszystkie swoje rzeczy, kiedy ponownie spojrzał na telefon. Żadnych wiadomości. Ze złością zamknął szafę, w której trzymał namalowane obrazy, gdzie jeden z nich znaczył dla niego o wiele więcej niż niejedna rzecz na świecie.

Wszystko było już w samochodzie. Pożegnał się ze wszystkimi osobami, oddając jednocześnie klucze do pokoju. Dało się słyszeć głośny trzask drzwi, kiedy silnik pojazdu został włączony, a oczy pasażera podążyły na budynek. Żegnał to miejsce, część swojego życia. 

Żegnał Julię, "Damę w masce".

***

Jakiś czas później, kiedy Julia razem z Amandą były u dyrektorki, rozmawiały o całej sytuacji. Julia starała się wszystko wyjaśnić, ale wyszło jeszcze gorzej, niż myślała. Wyjaśniając całą sytuację, obciążyła siebie jeszcze bardziej, pomagając tym samym Amandzie, która wyjaśniła, że właśnie chciała, żeby ją Patryk namalował, co jeszcze nie doszło do skutku. Jedynym jej błędem było to, że skłamała, a cała wina spadła na Julię. Została wyrzucona z tego domu dziecka i przeniesiona do innego. Dowiedziała się też, co się stało z Patrykiem. Z tego co powiedziała dyrektorka, opuścił dom dziecka, zaczynając swoje nowe życie. Zrobiło się jej przykro z tego powodu, bo nic nie powiedział, nie zadzwonił. I właśnie teraz przypomniała sobie, że właściwie miała wyłączony telefon. Włączyła go szybko, odczytując wiadomości, jakie do niej przychodziły.

„Gdzie jesteś?”

„Coś się stało, musimy porozmawiać. Muszę dziś wyjechać.”

Starała się do niego oddzwonić, lecz miał wyłączoną komórkę. Wybiegła z gabinetu, udając się do jego pokoju, lecz tam też go nie znalazła. I teraz wiedziała, że wyjechał już bez pożegnania. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, kiedy w tym samym czasie w jednej z taksówek, pewien mężczyzna wyrzucał kartę od telefonu przez okno, odcinając się od przeszłości.
To był koniec, chociaż tak naprawdę ledwie zaczął się początek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz