poniedziałek, 11 stycznia 2016

Rozdział 4


Kilka lat później …

Głośny hałas samochodów, kłótnie poszczególnych kierowców, z których jeden z nich przejechał na czerwonym świetle, wymuszając tym samym pierwszeństwo, powodując wypadek. Coraz większy korek denerwował prowadzących, którzy nie mieli jak przejechać. Krzyki, wrzaski nie pomagały, a wręcz przeciwnie. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Dopiero przyjazd policji uspokoił sytuację, doprowadzając wszystko do porządku. Samochody pojedynczo ruszały, ruch był coraz większy, emocje opadały. Cała sytuacja wracała do normy, ludzie przechodzili na drugą stronę ulicy, rozmawiając i dyskutując na różne tematy. Żółte samochody co chwilę przejeżdżały przez skrzyżowanie, wożąc swoich klientów na umówione spotkania. I w jednej z nich siedziała kobieta, delikatnie masując swój wyraźnie już zaokrąglony brzuch, uśmiechając się i ciesząc, że jej dziecku nic nie grozi. Wypadek, jaki miała tydzień temu, gdy poślizgnęła się na mokrej podłodze, zmartwił wszystkich, a szczególnie ją i ojca dziecka.
Teraz jechała do wydawnictwa, w którym zaczynała swoją pierwszą pracę i była umówiona na spotkanie. Czekała, aby podzielić się dobrą nowiną.

***

Dawid, ojciec jej dziecka, od dwóch miesięcy także narzeczony, jak zawsze o tej porze siedział na spotkaniu rady wydawnictwa. Spotkali się cztery lata temu, kiedy odbywała praktyki w jednej z miejscowych gazet w Nowym Jorku.
Dziennikarstwo. Nie wiadomo, dlaczego wybrała ten kierunek. Impuls, który pokierował jej życiem i był trafny. Ciężki okres miała już za sobą, zamykając definitywnie rozdział wtedy, kiedy po roku nadal nie otrzymała żadnych wiadomości o Patryku. Wtedy też musiała opuścić osoby, które zdążyła poznać przez czas, jaki przebywała w nowym domu dziecka. Kiedy zaczęła studiować, musiała znaleźć pracę, opłacając wszystkie rachunki. Dopiero teraz dowiedziała się, że wszystko kosztuje, nie ma nic za darmo. Ale jej się udało. Dostała się na praktyki, co nie było łatwe, jednak za bardzo pracowała na to, aby tak po prostu sobie odpuścić. Kiedy weszła do redakcji, zaczerpnęła powietrza. Wiedziała, że to jest to, jej życie. Całe dnie spędzała w redakcji, czytając artykuły, notując to, co mówili jej koledzy. Kątem oka widziała szefa kręcącego się po redakcji. Dopiero po dwóch tygodniach podszedł do niej i zaproponował napisanie samodzielnego tekstu. I mimo że był to temat niszczenia środowiska przed ludzką głupotę, nie poddawała się i bardzo ciężko pracowała. Spędzała wieczory w pracy, gdzie prawie wszyscy już dawno byli w domach. Jednak każdy wieczór odbywał się w towarzystwie Dawida, szefem, zamkniętym w swoim biurze, który pewnego wieczoru wyszedł z niego i przyniósł pewien smakołyk zrobiony przez jego matkę. I działo się tak coraz częściej. Wspólne wieczory w redakcji, podczas których Dawid pomagał jej, krytycznie oceniając teksty, równocześnie doradzając coraz to nowe rzeczy. Praktyki przerodziły się w półetatową pracę, zapewniając dodatkową pensję. Dni mijały, kiedy redakcja stawała się jej całym życiem, a Dawid coraz większą jego częścią. Wszystko układało się po jej myśli, kiedy dotarła do niej niepokojąca wiadomość. Dawida przenoszono. Zmartwiła się tym, chodziła smutna, zamyślona.
Przebywając na zebraniu, była zupełnie gdzie indziej. Nie uszło to uwadze Dawida, który stawał się coraz ważniejszy dla niej. Nie wiedziała, co z tym zrobić, zdawała sobie sprawę, że uczucia są skierowane tylko w jedną stronę, dlatego nie robiła sobie większych nadziei.
Odetchnęła z ulgą, kiedy Dawid zakończył zebranie, omawiając następne wydanie, nad którym właśnie toczyli dyskusję. Spojrzała na szefa, który, tak samo jak ona, patrzył się na nią. Chciała z nim porozmawiać, jednak bała się. Doświadczenia z jej życia nauczyły ją, żeby pochopnie nie okazywać swoich uczuć. Dlatego uciekła przed jego wzrokiem, praktycznie wybiegając z sali, co nie uszło uwadze innym osobom. Bo oni tylko na siebie spoglądali, rozumiejąc sytuację po tym, jak Dawid powiedział szybkie „przepraszam” i podążył za nią. Uśmiechali się, bo od dawna to widzieli i zdawali sobie sprawę, że coś wisi w powietrzu.
Otwierała kolejne drzwi, zbiegając ze schodów. Wybrała je zamiast windy, gdzie nie miałaby czym oddychać. Wydostała się na zewnątrz, biorąc głęboki wdech, sprawiając, że jej równowaga wracała do normy. Ale serce stanęło, kiedy usłyszała swoje imię.
- Julia!
Stała jak sparaliżowana, nie mogąc się ruszyć, a tym bardziej odwrócić. Czuła, że się do niej zbliża i nie miała pojęcia, co mu powiedzieć, jak wyjaśnić swoje zachowanie.
- Przepraszam, musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. – Poczuła oddech na swoim karku, kiedy mężczyzna oddychał szybko po biegu. Zrobiła krok do przodu, oddalając się od niego, lecz on podążył jej śladem.
- Uciekasz przede mną. – Był wyraźnie zły.
- Nieprawda, nie uciekam.
- Ależ tak – uśmiechnął się, okrążając i stając do niej przodem. – Jesteś na mnie zła, bo wyjeżdżam, tak?
Przyglądał się uważnie, czekając na jej odpowiedź. Jednak Julia nie wiedziała, co odrzec. Wyznać prawdę i znów się sparzyć? Bo to, co już minęło, zawsze zostawia jakiś ślad na naszej psychice, bliznę w naszym sercu. Dlatego bała się, uciekając przed jego wzrokiem, przed spokojnym życiem, które prawdopodobnie miałaby z nim. Stworzyłaby szczęśliwą rodzinę, urodziła trójkę dzieci, miała ogródek za domem z altanką i cotygodniowy grill z całą rodziną.
- Nie, to bardzo dobrze, że wyjeżdżasz. Cieszę się z twojego awansu. – Oczy stały się szkliste, oddech nierówny. – Po prostu będę tęsknić – zapewniła. Złapał ją mocno za ramiona i mocno potrząsnął.
- Tylko tyle? Będziesz tęsknić? Czy ty tego, Julio, nie widzisz? – zapytał. – Wszyscy się domyślają, ale ty nie. Dlaczego?
- Nie, nie rozumiem…
- Kocham cię, dlatego cały czas siedzę w milczeniu, nic nie robię, bo czekam na twój ruch. Ale ty ciągle milczysz, jakbyś broniła się przed tym, przede mną. Dlatego jeszcze bardziej mnie to denerwuje. Dlatego odpowiedz jeszcze raz, czy będziesz tylko tęsknić?
I wtedy zrobił to. Nie był wcale delikatny ani powściągliwy. Jego wargi okazywały złość, spowodowaną zachowaniem Julii, krzyczały, że nie mają już sił i błagały, o jakąkolwiek odpowiedź, bo życie w niepewności męczyło. Pojedyncza łza zostawiła ślad na jej policzku, a ciało przeszył gwałtowny wstrząs, bo wiedziała już, że wizja szczęśliwej rodziny jest realna, tylko wystarczy po nią sięgnąć.

***

Żółty, czerwony, niebieski. Sterty obrazów zwiniętych w jeden mały papier, porozrzucane po całym pomieszczeniu. Kolejny pędzel z farbą pękł na pół, kiedy artysta starał się skupić na pracy, która ostatnio nie szła najlepiej. Zmęczony całodniowym malowaniem wstał i podszedł do barku z alkoholem. Nie oszczędzał mocnych trunków, szukał ukojenia. Mimo tak odległego czasu wspomnienia napływały, a on dławił się tym, że nie mógł normalnie żyć.

"Kochać to czekać na kogoś bez względu na to czy przyjdzie czy nie."

Ze szklanką ręku wyszedł na taras, gdzie widok panoramy Manhatanu, dzielnicy biznesmenów i maklerów, tętnił życiem. A on cieszył się, że teraz jest sam. Jednak jedno spojrzenie na dłoń, gdzie lśniła złota obrączka, uświadomiło go ponownie o życiowym błędzie, jaki popełnił. Pomyślał o swojej pracy, która była jego życiem, jednak coś zakłócało tę równowagę.
Kate, sławna top modelka od roku była jego żoną. I tak jak on, miała trudne dzieciństwo, lecz nie tak brutalne jak Patryka. Wiele w życiu przeszła, jednak mimo to udało jej się spełnić swoje marzenie. W wieku siedemnastu lat jej twarz była na najlepszych okładkach gazet, została wizerunkiem różnych kosmetycznych firm, brała udział w pokazach mody. Lecz jeden niefortunny wypadek sprawił, że musiała zrezygnować z marzeń. Poważna kontuzja kolana przekreśliła jej szansę noszenia wysokich obcasów, lecz walcząc, utrzymała się na rynku. I pewnie w tym monecie była na kolejnym bankiecie, poznając nowych ludzi, robiąc to, co kochała. Przyjęcia. Błyszczała przy wszystkich, przyćmiewając swoją urodą inne kobiety. Była miła, piękna i kochana, ale co z tego?
Brakowało między nimi tego, co powinno być w każdym prawdziwym małżeństwie. Miłości.
Zrezygnowany przechylił szklankę, opróżniając zawartość. Jeszcze chwilę potrzymał ją w ręku, po czym odstawił na parapet i wszedł do środka. Wzrokiem przeczesał pomieszczenie, zapalając lampkę w sypialni. Wszystko to, co widział, dobierała Kate, on tylko płacił. Po wygraniu konkursów w czasie studiów otrzymywał setki propozycji współpracy, zlecenia obrazów. Mając już taką sumę na koncie, mógł żyć w dostatku przez kilka długich lat. Lecz on malował dalej, miał swój cel. Czekał na odpowiedni moment, wystawę, o której będą wiedzieli wszyscy, a ona na pewno to zobaczy.

Pewnie zastanawiacie się, o co chodzi?

Niczego tak nie pragnął, jak ponownego portretu „Damy w masce”.
Tak, „Dama w masce” znajdowała się w specjalnym miejscu, w jego pracowni, czekając, aż kolejne pojawią się w kolekcji. Próbował wiele razy narysować kopię, lecz nigdy nie odzwierciedlała ona tego, co oryginał. Jego kolejna wystawa była przesłaniem w jej kierunku, w której prosił ją, aby do niego wróciła ten ostatni raz. Nie wiedział, gdzie się znajduje, lecz od czego jest reklama?
Po pewnym czasie rozmyślanie przerwał odgłos otwieranych drzwi. Chwilę potem jego wzrok natrafił na Kate.
- Ciężka praca? – zapytała, przekrzywiając głowę, patrząc swoim głębokim spojrzeniem.
- Jak widać, nie wychodzi mi ostatnio.
- Chodź, musimy odpocząć - uśmiechnęła się, pokazując piękny uśmiech, na który każdy mężczyzna by się skusił.
Gorąca kąpiel w jacuzzi, zapachowe świeczki rozłożone po całej łazience stwarzały romantyczny nastrój. Nabrał małą ilość balsamu do kąpieli, rozmasowując na jej dłoniach. Opierała się o jego plecy, pokazując tym samym świetne ciało.

Czy był zadowolony?
Tak.

Czy był szczęśliwy?
Tak.

Czy był zakochany?
Nie.

"W chwili, kiedy zaczynasz zastanawiać się, czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze."

I tu właśnie był problem. Patrzył na tę kobietę bawiącą się w jacuzzi, piękną i szczęśliwą, przeklinając samego siebie za to, jakim jest głupcem. Zamiast pozwolić jej odejść, dać możliwość odczucia prawdziwej miłości, trzymał ją przy sobie, jako jedyny lek na jego nieszczęście. Tak, był szczęśliwy i nieszczęśliwy zarazem.
Przejechał palcem po delikatnej skórze żony, zjeżdżając coraz niżej, kończąc na delikatnych różowych brodawkach. Zamknęła oczy, delektując się pieszczotą, prosząc o więcej. I dostawała to, tak samo jak wszystko inne.
Kochali się do czasu, aż woda nie była wystarczająco zimna. Potem mokrzy przenieśli się do sypialni, gdzie kontynuowali to, co zaczęli. Szepcząc miłe słówka, zasnęli w swoich ramionach, ogrzewając się wzajemnie ciepłem ciał.
Jednak tuż przed snem Kate otworzyła oczy, w których pojawiły się ponownie łzy. Wiedziała, że coś go trapi, jednak nie wiedziała, co to takiego. Zdawała sobie sprawę z tego, że to było związane z jego przeszłością, lecz nie miała pojęcia, że aż tak silne. I to sprawiało jej ból. Dobrze wiedziała, że była dla niego ważna, lecz nie najważniejsza. To coś zajmowało szczególne miejsce w jego sercu, którego nawet ona nie potrafiła przebić. Mocniej przytuliła ciało męża, słysząc jego spokojny oddech, bicie serca. Położyła głowę na jego piersi, kiedy ich serca biły takim samym rytmem.

"Dałabym Ci wszystko, czego pragniesz - gdybyś tylko Ty mnie pragnął."

***

Jazda na dziesiąte piętro coraz bardziej się wydłużała. Julia zatrzymywała się na każdym pietrze, widząc coraz to nowe twarze. Żałowała, że nie wybrała schodów, jednak kiedy ręką przejechała po brzuchu, zganiła się za tę myśl.
Wszyscy, którzy ją zauważali, z szacunkiem kiwali głowami. Wiedzieli, kim jest, spoglądali na jej prawą dłoń, gdzie znajdował się okazały brylant, pierścionek zaręczynowy od Dawida. Wspomnienie cudownych oświadczyn mignął jej przez umysł, powodując cichy chichot, na co inni spojrzeli się dziwnym wzrokiem. W końcu dojechała na odpowiednie piętro. Podeszła do swojego biurka, zostawiając rzeczy. Powiesiła płaszcz na krześle, spoglądając na biuro Dawida. Miał zebranie. Oparła się o drewno, wpatrując w szklane drzwi, obserwując jego pracę.
W pomieszczeniu było pięć osób. Każdy miał swój dział, swoje zainteresowania, a temu wszystkiemu dowodził ich szef. Podziwiała go za to, że jest w stanie wszystko opanować i dążyć do coraz to widoczniejszych efektów. Ich tygodniowy nakład przeciętnie przekraczał milion egzemplarzy, a to oznaczało wielką odpowiedzialność. Wiele godzin pracy, setki konsultacji. Wszyscy biegali, aby zdążyć na czas. Na tym polegała ta praca. Dziennikarstwo.
Po minie Dawida dało się stwierdzić, że był już naprawdę zmęczony. Julia zauważyła przy jego boku Amber, nową podopieczną. Spędzali ze sobą bardzo dużo czasu, oczywiście w redakcji. Kiedy ta dowiedziała się, że Julia jest narzeczoną Dawida, wyraźnie nie było jej do śmiechu. Zmartwił ją ten fakt, gdyż Amber była córką bardzo wpływowego biznesmena, bardzo chcącego widzieć dziewczynę jako żonę Dawida. Mężczyzn łączył wspólny interes w postaci tej gazety, której Dawid był współwłaścicielem. Narzeczony chyba zdawał sobie z tego sprawę, bo odnosił się do podopiecznej z wyraźnym dystansem, chciał jej pokazać, że na nic nie może liczyć, jednocześnie nie chciał jej urazić. I udawało mu się to.
W końcu została spostrzeżona przez bruneta, który obdarzył ją uwodzicielskim uśmiechem. Porozmawiał jeszcze trochę, wyłączył prezentację, kończąc zebranie. Ruszyła pewnym krokiem, kiedy zaczęli wychodzić z biura. Została jeszcze tylko Amber, jak zawsze. Wchodząc do biura, Julia od razu znalazła się w ramionach Dawida.
- I jakie wyniki? – zapytał, nie czekając, aż wszyscy opuszczą biuro. Julia spojrzała nad jego ramieniem, widząc, że całą sytuację obserwowała Amber. Dawid to zauważył i odkręcił się do swojej podopiecznej. – Coś jeszcze, Amber? – zapytał, wyraźnie dając jej do zrozumienia, że chciał zostać sam z narzeczoną.
- Nie, już wychodzę. – Pośpiesznie spakowała swoje rzeczy. Kiedy wychodziła, Julia zauważyła spojrzenie, jakim ją obdarowała, oczywiście wychwyciła moment, kiedy Dawid na nią nie patrzył.
Zostali sami. Żaluzje w pomieszczeniu zostały zasłonięte, odcinając ich od świata zewnętrznego. Starali się pamiętać, że za drzwiami znajdowali się ludzie, jednak szczęście Dawida nie miało granic. Ręką przyłożoną do brzucha Julii, chciał wyczuć swoje zdrowe dziecko, które już niedługi miało zawitać na świat.



środa, 18 listopada 2015

Rozdział 3

Delikatna jak diament, gładka jak jedwab.

Tak mało, a zarazem tak wiele.

Tysiące myśli, setki spojrzeń, zero słów. Bicie serc, delikatny powiew wiatru. Ostatnie promienie słońca, początek czegoś nowego. Płatki kwiatów chowały się, ustępując miejsca nocy, czekając na kolejny dzień.


Tak mało, a zarazem tak wiele.

Im bliżej tego miejsca, tym więcej odgłosu fal. Jakaś rozmowa przeprowadzona w obcym języku, w którym każdy chciał coś dopowiedzieć, mieć swoje zdanie. Obca para trzymająca się za ręce, schowana w ciemnym zaułku, szepcząca sobie czułe słówka, dotykająca ciała… Gdzieś daleko, gdzie z upływem dnia osób jest coraz mniej. Miejsce schadzek, potajemnych spotkań, wyznań miłości, szczęścia i radości. Ławki, na których przytulają się, rozmawiają. Zimny piasek łaskoczący delikatne stopy obmywa całe miejsce, plażę.

Długą aleją otoczoną światłami latarni oraz płotem z pierwszymi kłączami róż jedna z licznych par biegła, trzymając się za ręce, w tym kierunku, w którym zmierzali wszyscy. Spieszyli się, aby uchwycić najlepszy moment tego wieczoru. Zachód słońca. Kiedy dobiegli już do plaży, zdyszani i spoceni, zdjęli buty i skarpetki, a następnie podążyli ku lodowatej wodzie. Zimny dreszcz po spotkaniu z cieczą został przezwyciężony ciepłem dłoni trzymającej w ręce. I tak jak u wszystkich – słowa nie były potrzebne. Zostały tylko myśli, ukradkowe spojrzenia, liczne marzenia. Biegli dalej, gubiąc obuwie, kierując się na skały, gdzie silne fale odbijały się i wracały w głąb morza. Dzięki pomocnej dłoni, zdołali wzajemnie wejść na sam szczyt, gdzie rozsiedli się na kurtce chłopaka, obserwując ostatnie promienie słońca. Mewy hałasujące nad ich głowami bawiły się powietrzem, starając się złapać jak najlepszy wiatr. Kiedy słońce ustąpiło miejsca nocy, biały księżyc oświetlał im drogę.  Sekundy, minuty  mijały, a ludzi było coraz mniej. Ci, co zostali, mogli patrzeć wysoko w niebo, przyglądając się gwiazdom, zgadując poszczególne układy.

- Zobacz – Julia nakierowała ręką na niebo. – Tam jest duży wóz.

- Gdzie?

- No tam? Nie widzisz?

- Pokaż. – Przybliżył się do twarzy Julii, patrząc na jej dłoń, podążając w jej kierunku. – Wielki wóz – poprawił ją, śmiejąc się.

- Wielki czy duży, co za różnica. – Przewróciła oczami, a kiedy spojrzała na niego, daleko nie musiała spoglądać. Był bardzo blisko i czuła się z tym dobrze.

- A tam – Wziął jej dłoń w swoją, kierując na następne gwiazdy –jeśli pójdziemy wyżej, zobaczymy gwiazdę polarną. O tu… – Zatrzymał się, splatając jej palce ze swoimi. – Kiedy skręcimy w lewo, napotkamy na mały wóz. Widzisz?

Lecz ona bardziej patrzyła się na swoją dłoń, splecioną z jego, którą ogrzewał ciepłem. I to ciepło sprawiło, że po jej ciele przebiegł dreszcz, co nie uszło jego uwadze.

- Zimno ci?

- Nie, jest mi ciepło. – Przyglądała się, jak unosi się i siada na skale, pochylając się nad nią.

- Na pewno nie jest ci zimno? – powtórzył pytanie. Patrzył się w jej oczy, a ona zaniemówiła. 

Intensywność tego spojrzenia była tak ogromna, że z trudem łapała oddech.

- Może troszeczkę… - Straciła jasność myślenia, kiedy jego twarz zbliżała się, oczy wpatrywały się w jej.

Słodki oddech, delikatna skóra. Obydwoje spojrzeli na swoje usta, jako jedyny obrany cel. I już po chwili połączyli się delikatnymi, a zarazem pełnym miłości pocałunkami, zagłębiając się coraz bardziej, nawet nie zdając sobie sprawy, że leżeli ze wspólnie splecionymi ciałami. Jej dłonie zanurzyły się we włosach bruneta, delikatnie masując głowę, jednocześnie przyciskając go coraz mocniej. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że kiedy pogłębił swój pocałunek, jęknęła cicho w jego usta, co mu się bardzo spodobało. Po pewnym czasie, która trwała wieczność, odsunął się od niej, na co ona zareagowała jęknięciem złości, a u niego pojawił się piękny uśmiech. Ruchem ręki odgarnął jej włosy z twarzy, chowając je za uszy.

- Jesteś piękna, jesteś moim aniołem – uśmiechnął się. – I tylko moim.

To powiedziawszy znów pochyli się nad nią, kontynuując to, co przerwał. Lecz teraz nie był już tak delikatny jak przedtem. Julia delikatnie rozchyliła usta, dając mu pozwolenie i zachęcając go. Nie śpieszył się. Językiem wodził po jej dolnej wardze, ssąc ją, wdychając słodki oddech. A kiedy sam już nie mógł wytrzymać, ich języki połączyły się, zaczynając wspólny taniec miłości.

Kocham

Pragnę

Potrzebuje

Patrząc na nich, można było to usłyszeć, zobaczyć. Bo co jest piękniejszego od pierwszej miłości? 

Nic

Jest najczystsza, najcudowniejsza, piękna. Kiedy większość osób zapomina o tym, czym jest miłość, oni właśnie się dowiadują. I miejmy nadzieję, że ich droga będzie inna, lepsza. Jednakże nie wiemy, co się wydarzy, kto pojawi się w naszym życiu, pokieruje sercem. Pozostaje nam tylko zaufać innej osobie, polegać na niej, wspierać się nawzajem. Ale aby to osiągnąć, należy pracować i budować to co najważniejsze. Zaufanie.

Potem, kiedy oboje leżeli przytuleni do siebie, gdy obydwoje delektowali się swoim dotykiem, wpatrywali się w niebo, zauważając coś, czego dawno nie widzieli.

- Widziałeś? – zapytała. – Gwiazda spadła.

- Pomyśl życzenie, a spełni się.

- Wierzysz w to? – Odchyliła delikatnie głowę, wpatrując się w jego oczy.

- Zawsze trzeba wierzyć, czego dowodem jesteś ty sama – uśmiechnął się, zniżając swoje usta do jej szyi, delikatnie całując ją.

- Oboje pomyślmy, dobrze? – odsunęła jego twarz od skóry, starając skupić się nad życzeniem.

- Dobrze.

Wpatrywali się w siebie, myśląc nad tym jednym, czego obydwoje pragnęli.

Chcę być tylko z tobą.

Jednak jeśli każdy pomyślałby nad jakimś życzeniem, i ono spełniłoby się, życie byłoby nudne. Ta historia byłaby nudna.

Później, kiedy było już naprawdę zimno, razem, za rękę, kierowali się do swoich pokoi. Starając się, aby nikt ich nie usłyszał, stali pod jej drzwiami i żegnali się, nie mogąc od siebie oderwać. I jeśli on miał ochotę, wejść do jej pokoju i zostać dłużej, postanowił że tego nie zrobi. Chciał aby wszystko przebiegało jak należy i tak, jak ona chce. Jednak byli tak szczęśliwi i zajęci sobą, że nie zauważyli, że za rogiem stała jedna z dziewczyn, której blond loki odbijały się blaskiem od lampki. Złowrogo patrzyła się na tą parę, w szczególności na Julię. I chociaż jej nie znała, nienawidziła jej za to, co miała. Patryka. Już dawno spodobał się jej, lecz zbywał ją, patrzył tylko na Julię i nie widział nikogo poza nią. Dobrze wiedziała, że jego czas tutaj kończy się, dlatego musiała się śpieszyć, a kiedy jego już nie będzie, zajmie się nią i to jej sprawiło radość. Chytry uśmiech pojawił się na jej ustach, kiedy młoda para w końcu się pożegnała, a dziewczyna weszła do swojego pokoju. Po chwili została sama na korytarzu, tak samo jak sama jest przez całe życie i nie mogła patrzeć na nich, na ich szczęście, bo jeśli ona jest sama, oni też powinni.  

***

Popijając herbatę, przeglądał lokalną gazetę, czytał ogłoszenia, szukając pracy. Chciał już gdzieś zarabiać, aby za rok mógł wynająć z Julią mieszkanie i tam  zamieszkać. I mimo że z nią jeszcze o tym nie rozmawiał, wiedział, że nie będzie miała nic przeciwko. Z resztą, właśnie dziś chciał to nadrobić i z nią to omówić. Nagle usłyszał, że krzesło z naprzeciwka odsuwa się, robiąc przy tym cichy hałas. Już myślał, że jego anioł przyszedł do niego, lecz kiedy podniósł głowę, nie mógł ukryć zawodu. Naprzeciw niego usiadła Amanda, jedna z dziewczyn, która nie dawała mu spokoju, od kiedy dowiedziała się, że maluje portrety, i nie mogła zrozumieć jednego: że portrety są przeznaczone tylko dla jednej osoby.

- Coś chciałaś ode mnie? – zapytał obojętnie, wracając do czytania.

- Tak, chciałam się zapytać, czy nie zechciałbyś namalować mojego portretu.

Chłopak, który do tej pory starał się nie zwracać uwagi na Amandę, podniósł wzrok, nie mogąc uwierzyć, że go o to prosiła, a przecież dał jej jasno do zrozumienia, że może o tym zapomnieć.

- Amanda, przecież już kiedyś ci mówiłem, że nie maluję nikogo oprócz Julii.

- Wiem, ale może porozmawiasz z nią i nie będzie miała nic przeciwko? To tylko portret, Patryku.  Niedługo nas opuszczasz, a ja jeszcze nigdy nie miałam portretu.

- Nie ma mowy, już postanowiłem i zdania nie zmienię – odparł stanowczo, kończąc temat i odchodząc od stołu.

Została sama, z gazetą na stole. Sięgnęła po nią ręką i przyglądała się. 

Czego tak właściwie tam szukał? 

Znalazła kilka ofert pracy, zaznaczonych długopisem, oraz kilka zgłoszeń do wynajmu mieszkań.

A więc chcesz blisko pracować i mieszkać koło Julii, pomyślała.

Aż strach pomyśleć o czym jeszcze dumała. Złożyła gazetę i zabrała ją, odchodząc i kierując się do swojego pokoju, szykując się na wieczór.

***

Długim korytarzem, mijając kolejne pokoje, pewna kobieta, która od wielu lat zajmowała się ty domem, opiekowała dzieciakami. I chociaż myślała, że znała wszystkich, była wielce zaskoczona, kiedy otrzymała list od jednej z lepszych uczelni, skierowany do jednego z jej podopiecznych. Mimo że ciekawość była nie do zniesienia, wiedziała, jak ma postąpić.

Cicho zapukała przed odpowiednimi drzwiami i czekała aż ktoś otworzy, jednak kiedy to nastąpiło, nie spodziewała się tej właśnie osoby.

- Witam panią - usłyszała.

- Witaj, Amando, jest Patryk? – Dyrektorka była wielce zaskoczona i zdziwiona strojem, jakim miała na sobie dziewczyna. Długa koszula sięgająca jedynie ud oraz odznaczające się części ciała mówiły same za siebie.

- Zaraz przyjdzie, musiał na chwilę wyjść. - odpowiedziała niewinnie z uciekającym wzrokiem.

- Amanda, co ty masz na sobie? Co to ma wszystko znaczyć? – Dyrektorka nie kryła złości, jaka napływała, oraz to, że coś takiego działo się pod jej dachem.

- Koszula, przecież musiałam się ubrać, zanim wrócimy do pracy – odpowiedziała, starając się wydłużyć materiał minimum do kolan.

- Do pracy? Ale co, o jakiej pracy ty mówisz? – Wyraźnie zła, pchnęła drzwi, wchodząc do środka, gdzie znalazła porozrzucane ubrania Amandy oraz gotowe narzędzia do malowania obrazu. – On cię malował?

- Tak, proszę pani. – Stała się wyjątkowo grzeczna i cicha.

- Mogłam się tego domyślić. – Spojrzała ma kopertę trzymaną w ręku, kiedy jednym ruchem rozerwała ją i przeczytała zawartość. – Mogłam się tego domyślić! – powtórzyła. – Amanda?

- Tak? – Momentalnie wyprostowała się, w reakcji na surowy głos dyrektorki.

- Natychmiast się ubierz i posprzątaj ten bałagan.

- Tak, proszę pani. – Pośpiesznie zaczęła zbierać swoje ubrania i zakładać w pośpiechu, a kiedy dyrektorka była już przy drzwiach, ponownie usłyszała jej donośny głos.

- Długo Patryk cię maluje?

- Dopiero dziś mieliśmy malować pierwszy portret.

- A dlaczego jesteś w takim stroju? – zapytała i czekała na odpowiedź, uważnie przyglądając się dziewczynie.

- Bo tylko w takim stroju Patryk maluje – odpowiedziała, uciekając wzrokiem od wściekłego wzroku dyrektorki.

- Co takiego!? – krzyknęła. – I to się działo w moim ośrodku? To jest nie do pomyślenia!

- Przepraszam bardzo, proszę pani, to już się więcej nie powtórzy.

- Ja wiem, że to się już nie powtórzy. Zostaniecie srodze ukarani przez to wszystko. Amando, powiedz mi, kto jeszcze bierze w tym udział?

- Ona, proszę pani. – Skierowała ręką za drzwi, gdzie dyrektorka podążyła wzrokiem i ujrzała kilka obrazów przedstawiających dorosłą kobietę, w różnych strojach, różnych miejscach.

- Kto to jest? – Wzięła jeden obraz do ręki i pokazała Amandzie. – Kim jest ta dziewczyna? – powtórzyła.

- To jest Julia, mieszka tutaj, na innym piętrze. Z tego co wiem, pozuje mu już kilka miesięcy, od tego czasu wszystkim się chwali – kłamała dalej.

- Ja jej skończę to chwalenie. Jak przyjdzie Patryk, przekaż mu, że ma do mnie przyjść jak najszybciej. – To powiedziawszy, trzasnęła drzwiami.

W tym momencie na twarzy Amandy pojawił się chytry uśmiech, a oczy lśniły szczęściem, jakie ją ogarnęło. Plan wypalił inaczej niż zaplanowała, ale skutek był jeszcze lepszy niż oczekiwała. Spojrzała w lusterko, przeczesała włosy dłonią i wyszła z pokoju, kierując się do innego. Zapukała do drzwi, a kiedy pojawiła się odpowiednia osoba, na jej twarz wróciła niewinna maska.

***

- Proszę wejść!

Ciche pukanie ustało, a do gabinetu wszedł Patryk, wyczuwając zły nastrój dyrektorki. Już dawno miał zamiar przyjść i porozmawiać o odejściu, chciał prosić o pozwolenie wyjścia z Julią na ostatni wieczór, jaki mu pozostał.

- Usiądź. – Wyjęła teczkę na stół i otworzyła ją, czytając zawartość. – Twój pobyt tutaj właśnie się zakończył, Patryku.

Początkowo Patryk zaniemówił, jednak po chwili ocknął się aby zaprotestować.

- Ale jak to? Zostało mi jeszcze kilka dni.

- Tak, to prawda – zapewniła. - Ale jak mi wyjaśnisz to? – Na stół rzuciła pojedynczy obraz przedstawiający Julię w czarnej sukni, siedzącej na kanapie.

Chłopak patrzył zszokowany tym, co widział, tym, że to trafiło do rąk dyrektorki.

- Mogę to wyjaśnić – zapewnił.

- Ależ oczywiście, że możesz. Wiem wszystko, Patryku, o obrazach, o Julii i Amandzie. Przyszedł do ciebie też list z uczelni.

- O Amandzie? – Nie zwrócił w ogóle uwagi na to, że mówiła coś o liście. – A co ma do tego Amanda?

- Co ma do tego Amanda? – oburzyła się. – Ta biedna dziewczyna znajdowała się dziś w twoim pokoju, półnaga i czekała aż wrócisz i ją namalujesz, tak jak ją Bóg stworzył.

- Co? – Nie mógł już się opanować. – Ja nie mam nic wspólnego z Amandą, to chyba jakiś żart!

- Nie krzycz, młody człowieku, nie masz już prawa głosu, postanowiłam już, co zrobię w twojej sprawie, Julii i Amandy. – Podała mu list, w którym znalazł notkę o wygranym konkursie. – Jeszcze dziś spakujesz się i wyjedziesz na tą uczelnię. Dzwoniłam do tamtejszych władz i ustaliłam, że przejedziesz wcześniej. Nie będzie z tego powodu żadnego problemu.

- Ale nie może pani! – krzyknął.

- Oczywiście, że mogę i zrobię to – zapewniła, wstając od stołu. – Skończyliśmy już rozmawiać. Proszę iść się spakować, będzie czekał na ciebie samochód, który zawiezie cię na stację. Zrozumieliśmy się?

Chłopak wiedział, że jest na straconej pozycji, dlatego więcej już się nie kłócił. Wstał od stołu i wyszedł z gabinetu, kierując się do pokoju Julii. Po chwili marsz zamienił się w trucht, a trucht w bieg. Przeskakiwał po dwa stopnie, wspinał się na wyższe piętra. Nawet nie zapukał, tylko wbiegł od razu do pokoju, lecz tam nikogo nie znalazł. Przeszukał wzrokiem całe pomieszczenie, nie znajdując żadnej wskazówki tego, gdzie dziewczyna może się znajdować. Lecz jego uwagę w tym momencie zwrócił pewna rzecz. Podszedł do łóżka i podniósł portret Julii leżący na podłodze, niedbale rzucony przy łóżku. Zmartwił się. Nigdy czegoś takiego nie robiła, zawsze trzymała ten obraz na wierzchu, w widocznym miejscu i dbała o niego. Dlatego zastanawiał się, co spowodował fakt, że teraz był rzucony na ziemię. Postawił obraz na biurku i ruszył dalej w poszukiwaniu Julii.

***

Znajomy szum fal, śpiew ptaków. Tam gdzie pierwszy raz byli ze sobą tak blisko, a teraz tak daleko, siedziała skulona dziewczyna, opierająca się o skały, wylewająca łzy z bólu serca, jaki właśnie teraz odczuwała. Wyjęła komórkę, zauważając, że bateria była rozładowana. Nie mogła z nikim się skontaktować, kogoś usłyszeć. Starała się wycierać wszystkie wylewające łzy, lecz to syzyfowa praca. Słone krople ciągle napływały, za każdym razem inne, za każdym razem większe. I tak samo jako one, wspomnienia też wracały, a w głowie pojawiał się ten głos i śmiech tej dziewczyny.

To ty jesteś tą biedną Julią?

Niewinne spojrzenie, pełne współczucia i żalu.

Nie wiedziałaś o nas?

Delikatne klepnięcie w ramię dodające otuchy.

Tak mi przykro, naprawdę.

Oczy tak złe i pełne nienawiści.

Trzymaliśmy to wszystko w tajemnicy, kiedy ty się go tak uczepiłaś, a on nie miał sił ci odmówić. Biedna Julia.

I ciągle ten sam śmiech, jak jad rozprzestrzeniający się po całym ciele. Szloch ponownie uwolnił się z jej ciała, kiedy silny grzmot błyskawicy zagłuszył ryk ciała. Ciemne chmury kumulowały się w jednym miejscu, zapowiadając nadchodzący sztorm. Ale ona nie ruszyła się z miejsca, tylko szczelniej okryła się kurtką, chroniąc ciało przed spadającym deszczem. Krople stawały się większe, pojawiła się gęsta mgła, a horyzontu nie było już widać. W oddali słyszała szczekanie psa, zagłuszone krzyki obcej osoby. Po chwili poczuła delikatne szarpnięcie, a przed oczami ujrzała mężczyznę w płaszczu przeciwdeszczowym. Spojrzała na jego twarz, lecz deszcz uniemożliwił jej dokładne oględziny.

- Niech pani się schowa! Zbliża się silny sztorm! – Starał się przekrzyczeć coraz częstsze grzmoty.
Podszedł do niej, okrywając kawałkiem płaszcza.  Razem wstali, idąc w stronę plaży, kierując do miasta. Dopiero po chwili, kiedy znaleźliśmy się pod jakimś budynkiem, puścił ją i zdjął kaptur, pokazując swoją twarz.

- Robert? – spytała zaskoczona, że znalazł się właśnie tutaj i to jeszcze z psem. – Co ty tutaj robisz? -
Chłopak, tak samo jak jego pies, był cały mokry, widocznie część wody przedostała się przez płaszcz.

- Dorabiam sobie w wolnych chwilach i wyprowadzam tego oto psa – uśmiechnął się, pokazując zwierzę, a ten zauważając, że o nim rozmawiamy, zaszczekał skacząc na Julię i brudząc jej spodnie. – Przepraszam za niego. – Pociągnął delikatnie za obrożę, odsuwając na bok psa.

- Nic się nie stało. – Starała się wytrzeć błoto, jakie zostało na spodniach, ale to spowodowało jeszcze większe plamy. Dała sobie z tym spokój, rozglądając się dookoła.

Znajdowali się pod daszkiem, obok jednego z nielicznych sklepików, jakie znajdowały się przy plaży, które o tej porze były już zamknięte. Pogoda prawie się nie zmieniła, nadal się błyskało, chociaż nie padało już tak mocno jak przedtem.

- Powinnam już wracać, będą się o mnie martwić. – Zakryła się szczelniej kurtką, która przemoczona była do suchej nitki.

- Masz, załóż to.

Zdjął płaszcz, podając go Julii, a kiedy zobaczył jej niezdecydowaną minę, dodał:

– Nie martw się, nic mi nie będzie – zapewnił, okrywając ją materiałem.

- Dziękuję. – Założyła kaptur, wychylając się spod daszku. – Będę się zbierała – powiedziała. – I dziękuje za płaszcz.

- Nie ma sprawy – uśmiechnął się, odprowadzając ją wzrokiem.

Po chwili poczuł, jak jego towarzysz szturcha go nosem, chcąc zwrócić swoją uwagę. Nadal zadowolony kucnął, drapiąc zwierzaka.

- No już, już, wracamy. Zrobiliśmy, co mieliśmy zrobić, więc możemy wracać. – Wstał, na co pies przyjaźnie zaszczekał, podążając do domu.

*******

Poszukiwania nadal trwały, lecz nadal nie mógł jej znaleźć. Przepytywał wszystkich, kiedy usłyszał coś, co zwaliło go z nóg.

„Tak, widziałam ją, wyszła z Robertem.”

Robertem… Tym, który podrywał ją na stołówce, tym samym, który patrzył na nią „tym” wzrokiem…

Nie chciał wierzyć w te słowa, nie mógł, bo miał jeszcze nadzieję.

„Poszli na plażę, chyba prędko nie wrócą.”

Jednak pewność w jej głosie była niepokojąca, a świadomość podpowiadała mu, że właśnie tam są. I mimo że bardzo chciał, nie mógł dalej rozmawiać z Amandą, chociaż chciał jej powiedzieć, co o niej myśli. Musiał tam pobiec, dokładnie sprawdzić jej słowa. Ruszył szybkim krokiem, pomimo pogody, jaka panowała na zewnątrz. Silny wiatr utrudniał mu bieg, a deszcz uniemożliwił dokładne widzenie. Przemoczony i zmarznięty stał na plaży, rozglądając się wokół. Wołał jej imię, z coraz większą rozpaczą i strachem, że coś jest nie tak. I kiedy miał już odchodzić, odwrócił głowę i zobaczył w oddali dwie postacie schowane przed deszczem. Wyostrzył wzrok, po chwili nie wierząc w to, co zobaczył.

***

Spakował wszystkie swoje rzeczy, kiedy ponownie spojrzał na telefon. Żadnych wiadomości. Ze złością zamknął szafę, w której trzymał namalowane obrazy, gdzie jeden z nich znaczył dla niego o wiele więcej niż niejedna rzecz na świecie.

Wszystko było już w samochodzie. Pożegnał się ze wszystkimi osobami, oddając jednocześnie klucze do pokoju. Dało się słyszeć głośny trzask drzwi, kiedy silnik pojazdu został włączony, a oczy pasażera podążyły na budynek. Żegnał to miejsce, część swojego życia. 

Żegnał Julię, "Damę w masce".

***

Jakiś czas później, kiedy Julia razem z Amandą były u dyrektorki, rozmawiały o całej sytuacji. Julia starała się wszystko wyjaśnić, ale wyszło jeszcze gorzej, niż myślała. Wyjaśniając całą sytuację, obciążyła siebie jeszcze bardziej, pomagając tym samym Amandzie, która wyjaśniła, że właśnie chciała, żeby ją Patryk namalował, co jeszcze nie doszło do skutku. Jedynym jej błędem było to, że skłamała, a cała wina spadła na Julię. Została wyrzucona z tego domu dziecka i przeniesiona do innego. Dowiedziała się też, co się stało z Patrykiem. Z tego co powiedziała dyrektorka, opuścił dom dziecka, zaczynając swoje nowe życie. Zrobiło się jej przykro z tego powodu, bo nic nie powiedział, nie zadzwonił. I właśnie teraz przypomniała sobie, że właściwie miała wyłączony telefon. Włączyła go szybko, odczytując wiadomości, jakie do niej przychodziły.

„Gdzie jesteś?”

„Coś się stało, musimy porozmawiać. Muszę dziś wyjechać.”

Starała się do niego oddzwonić, lecz miał wyłączoną komórkę. Wybiegła z gabinetu, udając się do jego pokoju, lecz tam też go nie znalazła. I teraz wiedziała, że wyjechał już bez pożegnania. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, kiedy w tym samym czasie w jednej z taksówek, pewien mężczyzna wyrzucał kartę od telefonu przez okno, odcinając się od przeszłości.
To był koniec, chociaż tak naprawdę ledwie zaczął się początek.

sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 2

Krocząc wąskim, ciemnym korytarzem jedna z kobiet, licznych w tym budynku, przepełniona była nadzieją, jednocześnie obawiając się, że może utracić jedną z nielicznych dobrych rzeczy, jakie spotkały ją w życiu. Miłość, którą odczuwała, była czymś, czego na pewno się nie spodziewała, a która pojawiła się znikąd, burząc dotychczasową harmonię. Kiedy stanęła przed brązowymi drzwiami, zapukała w nie lekko, po czym weszła do środka i ujrzała kogoś. Jedna osoba, mężczyzna, który nie zdawał sobie sprawy, iż tak wiele uczynił.
Na jej widok uśmiechnął się, pokazując swoje równe, białe zęby, nie ukrywając przy tym dołeczków w policzkach, które zawsze temu towarzyszyły. Wyciągnął dłoń, chwytając drobne, delikatne palce dziewczyny i przyciągnął ją do łóżka, na którym położyła się, układając w dobrze jej znanym miejscu.

Dni mijały, a liczba obrazów rosła. Spotykali się coraz częściej, rozmawiali, jedli wspólnie posiłki. I chociaż po tak krótkim czasie, jakim się znali, stali się nie rozłączni. A inni tylko patrzyli, mogli podziwiać i wzdychać na ich widok, jednocześnie zazdroszcząc im tego co mieli, czegoś pięknego i tak czystego, jak niejeden kryształ istniejący na tym świecie. Jednak życie nie zawsze jest proste. Zdarzają się też tacy, którzy z zazdrości są wstanie zrobić wiele różnych, niemiłych rzeczy. Dlatego trzeba uważać, wybierać dobre, odpowiednie drogi, jakie niesie nam życie, bo łatwo jest z niej zboczyć, pójść inną ścieżką.

Kolejne noce, kolejne godziny, podczas których obydwoje pracowali, jednocześnie patrząc na siebie, rozumiejąc się bez słów. W pewnej chwili kobieta zerwała kontakt wzrokowy, zamykając delikatnie oczy, wyrównując oddech. Artysta, rysując ciągle obraz, kiedy spojrzał na swoją modelkę, zastygł w bezruchu, delektując się widokiem. Aby uchwycić moment, rysował dalej, marszcząc przy tym lekko brwi, myśląc intensywnie. Nie czuł rąk, ramiona bolały go od niezmiennej pozycji, jednak nie przejmował się tym; nie mógł. Kiedy ukończył pracę, przyjrzał się temu, co stworzył, i był zachwycony. Odłożył wszystkie narzędzia, jednocześnie podpisując się w rogu swoimi imieniem i dodając tytuł. Sen anioła, to jedyne i prawidłowe określenie tego, co widział i starał się przelać na płótno. Podszedł do biurka, włączył radio, z którego wydobywała się cicha, wolna melodia, wytarł ubrudzone dłonie o specjalnie przygotowany materiał do tego i zgasił lampkę znajdującą się na regale. Jedynym oświetleniem były teraz małe lampki oświetlające łóżko, na którym leżała Julia. I chociaż myślał, ze spała, mylił się.

Wyczuwając zmianę oświetlenia, otworzyła oczy, przyglądając się Patrykowi. Spokojnym wzrokiem śledziła każdy jego ruch, a kiedy odłożył ścierkę na swoje miejsce, spojrzenie skrzyżowało się z jej. Chłopak uśmiechnął się, jednocześnie robiąc coś, co do tej pory nie robił, lub coś, czego jeszcze nie dostrzegła. Spojrzał na jej usta. Nieświadoma swoich czynów delikatnie zagryzła wargę, tym samym skupiając uwagę mężczyzny właśnie na niej. Było to tak nagłe, że przestraszyła się i speszona wstała, odwracając się do niego plecami. Poprawiając poduszki, nie usłyszała kroków zbliżających się do niej oraz dłoni splatającymi się z jej własnymi. Wyczuwając ciepły oddech na swojej szyi, delikatnie oparła się plecami o masywne ciało, delektując się tym, co właśnie się działo. Dzięki dzielącej ich różnicy wzrostu, Patryk schylił się nieznacznie, przysuwając się do szyi Julii, wdychając zapach jej skóry, w tym samym czasie obejmując ją delikatnie w pasie. Stali tak bez ruchu, wyrównują swoje oddechy, zdając sobie sprawę z tego, że to, co czuli, jest prawdziwe i co najważniejsze, obustronne. Delikatnym ruchem uniósł rękę dziewczyny, tym samym obracając ją twarzą do siebie, przysuwając, nacierając na nią swoim ciałem. Julia delikatnie uśmiechnęła się, na co on odpowiedział tym samym.
Obydwoje nawet nie zauważyli, kiedy ich ciała poruszały się w rytm muzyki lecącej z radia. Julia zamknęła oczy, wtulając się, będąc otoczona silnymi ramionami. Nic więcej nie potrzebowali, niczego nie szukali, bo to, co chcieli znaleźć, mieli właśnie przed sobą. Delikatne kroki, kiedy zaczęli wirować po parkiecie. Taniec zmysłów, ciał, coraz bardziej zbliżał ich do siebie. Wpatrywali się w siebie, ucząc na pamięć rysów i szczegółów, zapachu skóry... Gdy wskazówki zegara podążały swoją drogą, oni jakby utknęli w jednym momencie, odcinając się od świata zewnętrznego, które toczyło się swoim torem, a tych dwojga zupełnie to nie obchodziło. Piosenka kończyła się, a oni tańczyli dalej. I chociaż takt muzyki stawał się coraz wolniejszy, ich ruchy zostały spowolnione, to jednak tańczyli dalej. W radiu zapanowała cisza, która dla innych była kolejną melodią, a ich nowym początkiem czegoś niezwykłego.

***

Dni i noce mijały w spokojnej harmonii, liczba obrazów rosła, wspólny czas coraz bardziej zbliżał ich do siebie, kiedy wszystko zdawało się być na dobrej drodze.

Właśnie, zdawało się.

Sobota to czas, kiedy młodzi wychodzą na spacery, spotykają się ze znajomymi. Czas na odpoczynek, ale także na dobre wiadomości. Uśmiechnięta dziewczyna, z przepasaną opaską we włosach, biegnie korytarzem do stołówki, gdzie czeka na nią pewna osoba. W ręku trzyma zwiniętą gazetę zgiętą na pół, w której przeczytała bardzo ciekawy artykuł. Była już w progu pomieszczenia, gdy niespodziewanie zderzyła się z jakąś osobą.

- Ał! – krzyknęła, upadając na podłogę, a silny ból rozszedł się po pośladkach.

Gazeta wypadła jej z rąk, lądując na zimnej posadzce, gdzie poszczególne strony wysunęły się z szeregu.

- Przepraszam, nie zauważyłem cię. – Spojrzała w górę, gdzie spostrzegła wyciągniętą rękę w swoją stronę.

Wysoki brunet o gęstych, czarnych włosach uśmiechał się i ze wszelkich sił starał się, aby jego wzrok przypominał skruchę.

- Nic się nie stało. – Wstała, nie przyjmując jego ręki i zaczęła zbierać gazetę.

- Pozwól. – Pochylił się. – Pomogę ci.

Zebrali kartki, próbując poukładać je w odpowiedniej kolejności.

- Dziękuję. – Wygładziła swoje włosy, chcąc, żeby wróciły do porządku. - Jestem Julia. – Podała mu rękę.

- Robert. – Uścisnął delikatne dłoń i podał ostatnią ze stron. – Miło mi – odpowiedział.

Z kolei pewna osoba będąca w stołówce przyglądała się całemu zajściu, marszcząc brwi. Sam był zdziwiony, że mógłby czuć się zazdrosnym.

Nie oszukuj się, przecież to piękna kobieta, myślisz, że tylko ty zwróciłeś na nią uwagę?, pomyślał.

Wstał, szybko podszedł do tej dwójki, patrząc, jak trzymają się za ręce. Stanął za dziewczyną, uważnie obserwując intruza.

- Julia? – Usłyszała głos za plecami, a kiedy się odwróciła, napotkała dziwny wzrok Patryka.

- Już idę – wymamrotała, pośpiesznie spoglądając na Roberta. – Mi też było miło, na razie.

Ruszyli w głąb stołówki, kiedy na ramionach dziewczyny znalazła się ręka Patryka, dając znak nowo poznanemu chłopakowi, że ta kobieta jest tylko jego. Lecz kiedy Patryk znów powrócił myślami do Julii, nie zauważył chytrego uśmiechu pojawiającego się na twarzy Roberta.

***

- Zobacz! – Rozłożyła na stole gazetę, otwierając na określonej stronie. – Ogłaszają konkurs dla młodych artystów – powiedziała podekscytowana. – Nagrodą jest stypendium oraz przyjęcie na studia do jednej z lepszych uczelni malarskich! – Spojrzała na niego błyszczącymi oczami. – Patryk, to jest dla ciebie ogromna szansa.

- Patryk?

Szansa

Każdy liczy w życiu na szczęście, szuka swojej szansy, aby łapać ją i korzystać z niej jak najdłużej. Jednak kiedy Patryk spojrzał na dokładny opis ogłoszenia, jedna rzecz mu się nie spodobała. Osoba, która wygra konkurs lub znajdzie się w pierwszej trójce, będzie mogła wyjechać na studia, oddalone od domu dziecka o trzysta kilometrów, niszcząc całkowicie swoje wcześniejsze plany. Oferta była naprawdę kusząca, a on, jeśli miałby z niej zrezygnować, byłby głupcem. Jednak czy wyjazd z dala od niej też można nazwać głupotą?

Jeszcze nigdy nie rozmawiali o tym, gdyż brakowało okazji, bo jeszcze nigdy nie usłyszał od niej żadnych wyznań, konkretów. Jednak podświadomie czuł, że to, co jest między nimi, można uznać za trwałe i piękne. Niedługo będzie musiał wyprowadzić się z domu dziecka i zacząć pracę, którą już wcześnie sobie upatrzył. Znalazł też małe mieszkanie i chociaż nie było może tak duże, jakby chciał dla niej mieć, na razie musiał się tym zadowolić. Przecież miał rok na to, aby dorobić się czegoś większego, tak aby Julia z nim zamieszkała. A ten konkurs, studia, oczywiście też były świetnym pomysłem, lecz jak miałby cieszyć się z tych studiów, skoro byłby sam?

- Mówię ci, to dobry pomysł, musisz wziąć w tym udział, zrób to dla mnie. – Ścisnęła jego dłoń, spoglądając głęboko w oczy.
Spojrzał na Julie, przyglądając się jej twarzy. Pomimo tego że miała opaskę, pojedyncze loczki wydostały się spod niej, delikatnie burząc ład w jej włosach. Pomyślał, że to wszystko, co mógł osiągnąć dzięki konkursowi, nie jest mu potrzebne, bo to, czego pragnie, jest właśnie przed nim.
Jednak po długiej dyskusji wysłał wraz z Julii jeden z obrazów, chociaż Patryk nie był do końca zadowolony, uważając, że Julia była zbyt uparta. Wiedział, że chce dla niego jak najlepiej, chociaż sam zdawał sobie sprawę, iż wyjazd nie jest dobrym pomysłem. 
Nadal uważał, że najlepszym obrazem był pierwszy portret Julii, lecz uznawał go za bardzo osobisty, a Julia z kolei uważała, że wszystkie są do siebie podobne. To jeden jedyny raz, kiedy mieli odmienne zdania.

***

Zbliżał się szczególny dzień, chociaż tak ciężko ukrywany przez jedną osobę. Julia chodziła nerwowo przez ostatnie dni, starając się nie wspominać nic na ten konkretny temat, a kiedy wstała pewnego ranka, z nerwów rozbolał ją brzuch. Dziś obchodziła urodziny. Nie lubiła tego dnia, bo zawsze, jak była mała, modliła się do Boga, aby znalazł jej rodzinę, ale rodziny nigdy nie dostała. Szukała osób, które by ją pokochały. Kilka lat później przestała się modlić, bo pomimo że tego nie mówiła, przestała już wierzyć, że stanie się cud.

Wstała leniwie, powoli zbliżając się do szafy, gdzie wyjęła ręcznik i ruszyła do łazienki. Gorący prysznic zmęczył ją, choć kiedy przekręciła kurek na zimną wodę, od razu stała się ożywiona. Nie doskwierało jej zimno. Wręcz przeciwnie, czuła się rześko. Z mokrymi włosami i w samym ręczniki skierowała się korytarzem do swojego pokoju. I tam znalazła niespodziankę. Podeszła pod drzwi i wzięła do rąk złożoną kartkę z napisem Julia oraz małe pudełeczko podsunięte pod sam brzeg progu.

Spotkamy się wieczorem, Patryk.

Posmutniała, bo mimo że ukrywała swoje urodziny, miała nadzieję, iż spędzi ten dzień z Patrykiem. Planowała nawet wspólny wypad, a teraz nie wiedziała, co sama ze sobą pocznie.

Co ja będę robić?, pomyślała.

Otworzyła małe czerwone pudełeczko i znalazła tam czerwoną różę wykonaną z papieru, wyglądającą prawie jak żywa. Rozszerzyła oczy ze zdumienia, bo to wyglądało naprawdę ślicznie. Przycisnęła kwiat do serca, jednocześnie starając się, aby go nie zniszczyć.

Patryk!

Trudno było jej to przyznać, ale swój czas poświęcała tylko Patrykowi. Czekała aż porozmawiają szczerze o planach na przyszłość, bo zdawała sobie sprawę, że niedługo będzie musiał opuścić dom; martwiła się tym, gdzie może się wyprowadzić. Oczywiście nie chciała żeby ją opuszczał, jednak pragnęła jego szczęścia. Dlatego zmusiła go do wysłania obrazu na konkurs.

Może chociaż jemu się poszczęści, pomyślała.

Zrezygnowana weszła do pokoju i zamknęła się, kładąc z powrotem do łóżka.

***

Rzadko chodził na zakupy, nie lubi wtapiać się w tłum, wolał się trzymać na uboczu. Jednak teraz wiedział, że musi to zrobić, lecz nie zdawał sobie sprawy, że znalezienie czegoś odpowiedniego może być takie trudne. Miał kilka pomysłów. Perfumy, kwiaty, biżuteria. Chodził po wszystkich możliwych sklepach, lecz nic mu nie pasowało. Prosił o pomoc panie pracujące w sklepie, jednak i to nie pomogło. Wszystko nie miało tego „czegoś”. Czekał na moment, gdy spostrzeże jakąś rzecz i pierwszą myślą będzie: „muszę to mieć”. Zwiedził całe centrum handlowe, kiedy ostatnim sklepem okazał się sklep oddzielny pawilonami. Kiedy tam wszedł, uderzył go mocny zapach różnych zapachów pochodzących od ozdobnych świec. W tym sklepie znajdowało się wszystko, co powinno spodobać się kobietom, dlatego też liczył, że znajdzie coś dla Julii. Znalazł słodkie pluszowe misie, ale uznał, iż to nieodpowiednie na prezent, kubki z napisami też odpadały. Dopiero po chwili spojrzał na górne półki, gdzie znajdowały się te droższe rzeczy, i ujrzał przepiękną brązową ramkę z pozłacanymi rogami.

To jest to, pomyślał.

Nie czekając na inne możliwości, chwycił ramkę i udał się do kasy. W końcu przydały się pieniądze ze sprzedaży obrazów. Pani ekspedientka pakowała prezent w ozdobny papier, a Patryk rozglądał się, spostrzegają w oddzielnej półce delikatny łańcuszek z przepięknym motylkiem przyczepionym do niego. Sprzedawczyni cierpliwie czekała na jego decyzję, pomogła się zdecydować. Z szerokim uśmiechem wyszedł ze sklepu, niosąc w ręku zapakowane upominki.

***

Była już późna godzina, kiedy ostatnie poprawki zostały nałożone na obrazek. Starał się  idealnie odzwierciedlić pierwszy portret Julii, nieznacznie zmieniając, aby zmieścił się w granicach ramki. Skończył pracę, odłożył narzędzia i ruszył do łazienki. Po kilku minutach umyty, w czystym ubraniu skradał się pod drzwi Julii. Jak najciszej, aby nie robić żadnych hałasów, położył pod drzwiami czerwoną różę kupioną dużo wcześniej. Zapukał do drzwi i uciekł, chowając się za rogiem. Spoglądając ukradkiem, obserwował minę Julii, zmieszanej całą sytuacją. Miał tylko nadzieję, że będzie w dobrym humorze. Zdawał sobie sprawę, że nie była z nim cały dzień i o to mogła mieć żal, lecz postanowił to odrobić dziś wieczorem.

- Patryk? – zapytała, rozglądając się po całym pomieszczeniu. – Patryk? – powtórzyła.

Żadnego odzewu, szelestu, dźwięku. Zmarszczyła delikatnie brwi, kiedy udała się ponownie do pokoju. Z hukiem zamknęła drzwi, a echo rozeszło się po korytarzu.

Ups, pomyślał.

Nie chciał, żeby całkowicie straciła cierpliwość, dlatego wyszedł z ukrycia i ruszył do drzwi. Wyjął łańcuszek i z wyciągniętą ręką stanął przed drzwiami, tak że ciało miał ukryte, a jedynym, co mogła zobaczyć po wyjściu z pokoju, zdawał się motylek zwisający z jego dłoni. Zapukał delikatnie i czekał, czekał, czekał…

Wykonał tę czynność ponownie, lecz nadal nikt nie wychodził. Postanowił przestać i czekać, bo w końcu nie wytrzymałaby, musiała wyjrzeć. Kobieta była za bardzo ciekawska, musiała w końcu zobaczyć, kto się tak dobija.

Czekał dokładnie minutę. Ręka zaczęła go minimalnie boleć, kiedy klamka od drzwi powoli zjeżdżała coraz niżej pod naciskiem. Z ramką w ręku starał się zakryć buzię, aby nie wybuchnąć śmiechem i nie zepsuć całej zabawy. Już widział delikatne loki brązowych włosów, kiedy usłyszał ciche westchnienie.

Och!

Delikatnie ręką sięgnęła po łańcuszek, zabierając go z dłoni. Już chciał zobaczyć jej minę, kiedy niespodziewanie ktoś uderzył go w ramię.

- Nigdy więcej nie zostawiaj mnie na cały dzień samej! – Napastnik, a raczej napastniczka, krzyknęła, rzucając mu się w ramiona.

- Przecież dziś są twoje urodziny, musiałem się do tego przygotować – powiedział, spoglądając w jej twarz i uśmiechając się. – Wszystkiego najlepszego, Julio.

Odwzajemniła uścisk, a kiedy myślała, że pocałuje ją w usta, musiała pocieszyć się tylko delikatnym muśnięciem w policzek.

- On jest śliczny, dziękuję – uśmiechnęła się. – Nie musiałeś tego wszystkiego robić, naprawdę.

- Wiem, ale chciałem. Zresztą – Wyciągnął ostatni prezent z za pleców – to jeszcze nie wszystko, proszę.

Obrazek przedstawiał Julię znajdującą się przy oknie, z głową opartą o szybę, ale skierowaną w stronę artysty. Uśmiechała się, a jej uśmiech był piękny, czyli taki, jaki na zawsze pozostał mu w sercu. Czarna suknia wiązana na szyi idealnie spływała po jej ciele i sięgała kolan. Jednak to nie wszystko. Na jej twarzy znajdowała się piękna, czarna maska. Dzięki niej jej postać była tajemnicza.
Julia często zastanawiała się, skąd on tak idealnie umiał rysować kobiety, te wszystkie stroje, lecz wolała poczekać z tym tematem. Na razie przyglądała się prezentom i była najszczęśliwszą osobą na świecie.

- Czy mógłbyś? – Podała łańcuszek, a chłopak odgarnął włosy na jeden bok, zapinając swój upominek na szyi dziewczyny. – Dziękuję raz jeszcze. – Przytuliła się ponownie w Patryka, chowając twarz w jego szyję. – Za to, że jesteś – Zanurzyła dłonie w jego gęste włosy – tutaj, ze mną, i sprawiasz, że jestem szczęśliwa. – Pocałowała go w szyję.

Patryk przymknął oczy, hamując się przed oddaniem tej przyjemności. Chciał stać z nią tak całą wieczność, lecz zaplanował jeszcze wiele atrakcji na dzisiejszy wieczór, a Julia pieszcząca go w szyję mąciła mu całe plany oraz umysł.

- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. – wyszeptał i schował jej dłonie w swoich rękach, odsuwając ją delikatnie. – A teraz weź kurtkę, wychodzimy.

- Dokąd? – zaciekawiła się.

- Zobaczysz – odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem.