Szesnaście lat temu w dzielnicy, gdzie rządziły
narkotyki i prostytucja, miało miejsce jedno, szczególne wydarzenie. Otóż młoda
kobieta, wyjątkowo niezażywająca narkotyków, urodziła piękną i zdrową dziewczynkę.
Poród, chociaż ciężki i trudny, przebiegł prawidłowo, jednak matki nie udało się
uratować. Zmarła, mimo że właśnie dzięki niej narodziło się nowe życie.
Niespodziewany poród zaskoczył kobietę, dlatego rodziła w swoim mieszkaniu.
Dopiero po jakimś czasie przyjechały odpowiednie służby wezwane przez sąsiadów.
Bez matki i ojca niemowlę trafiło do domu dziecka i
dzięki dobrym warunkom, jakie tam panowały, rozwijało się prawidłowo. Zauroczyło
opiekunki znajdujące się w sierocińcu, które uznały dziecko za wyjątkowo
piękne, dlatego dziewczynkę nazwano Julią. Była ulubienicą wszystkich,
zachowywała się nienagannie, pomagała innym. W wieku trzech lat trafiła do domu
pewnego młodego małżeństwa, których dziecko, w wyniku wypadku samochodowego,
zginęło, a matka została poważnie ranna.
Mimo tego że była zdrowa, nie mogła zajść w ciążę, dlatego zdecydowała
się wraz z mężem na adopcję. Wybór padł na Julię, która mieszkała u nich pół
roku, po czym wróciła do domu dziecka. Wszystko byłby dobrze, gdyby nie to, że
Julia za bardzo przypominała zmarłą córkę młodego małżeństwa. Jej zastępcza
matka nigdy nie pogodziła się ze śmiercią własnej córeczki, a widok
uśmiechniętej Julii dodatkowo ją załamywał. I chociaż mąż kobiety pokochał
Julię, ta musiała wrócić do sierocińca. Mimo kolejnych prób dziewczynka nie
znalazła nigdzie swojego miejsca, a za dom uznawała miejsce, do którego zawsze
wracała; gdzie doznawała miłości i troski od kobiet i dzieci.
Była późna jesień, suche liście leżały opadnięte z
drzew, a wiatr wiał we wszystkie strony. Na placu zabaw, w miejscu teraz nieużywanym,
siedziała skulona młoda dziewczyna w ciepłej kurtce i rozpuszczonych włosach, dzięki
czemu wiatr tańczył i wywijał je w różne strony.
- Co ze mną będzie? – wyszeptała do siebie, tracąc
już resztki nadziei na to, że kiedykolwiek znajdzie rodziców kochających ją
tak, jakby kochała ją biologiczna matka.
Jednak nikt nie odpowiedział na jej pytanie. Wiatr się
wzmógł, przez co szelest liści był bardziej słyszalny. Julia doskonale zdawała
sobie sprawę z tego, że jutro któreś z dzieci będzie musiało ogarnąć podwórko.
Dziewczyna wstała i ruszyła do wyjścia, kopiąc po drodze kamień, który pod
wpływem siły uderzył w ogrodzenie. Mimo tego co tu przeżyła, kogo spotkała,
brakowało jej czegoś, czego pragnęły inne dzieci. Rodziców. Głęboko wierzyła,
że gdzieś tam na świecie znajdują się osoby, które na nią czekają i wiedzą, że
przybędzie.
Po krótkim
czasie wielkie, mosiężne drzwi otworzyły się i weszła przez nie dziewczyna, zamykając
je szczelnie. Rzuciła kurtkę na wieszak, zdejmując buty i ruszyła do kuchni.
Zastała tam osobę, która zawsze się tam znajdywała.
Krystyna, jedna ze starszych kobiet pracujących w sierocińcu,
odkąd Julia trafiła do ich grona, zaliczała się do serdeczniejszych osób, których
dzieci jeszcze bardziej kochały, kiedy dostawały pyszniejsze i obfitsze
posiłki, bo Krystyna była kucharką. Bardzo kochała swój zawód i robiła to
wszystko z pasją, a widząc roześmiane miny dzieciaków, kiedy dostawały na obiad
naleśniki z serem, chciała karmić je do końca życia.
- Kolacja już była – zganiła Julię, udając
rozdrażnioną.
Niezrażona uwagą dziewczyna podeszła do stołu i wzięła
jabłko, które następnie wytarła o ubranie i ugryzła, przeżuwając kawałki owocu.
Krystyna spojrzała na nią, ale już bez surowej miny. Za dobrze znała Julię, za
bardzo ją kochała, aby się na nią gniewać.
- Wystarczy mi to na kolację, ciociu –
odpowiedziała, połykając kolejne porcje, na co tylko Krystyna przewróciła
oczami, wiedząc, że nic już nie zmieni zachowania Julii.
Kobieta miała dobre serce,
dlatego też podeszła do kuchni i wyjęła kawałek ciasta czekoladowego
przygotowanego na jutrzejszy dzień. Obejrzała się przez ramię i nawet nie
zdziwiła się, kiedy Julia podglądała, co tam się znajduje. Z pełnym talerzykiem
odwróciła się do dziewczyny, pokazując, co ma dla niej.
Julia pochłaniała ciasto, wcześniej zostawiając jabłko z
boku, zupełnie o nim zapominając. Widząc, że wychowanka pochłonięta jest całkowicie
jedzeniem, powróciła do prac kuchennych. Kiedy nuciła piosenkę, którą
słyszała w radiu, usłyszała głośne skrzypnięcie otwieranych drzwi wejściowych.
Kilka serwetek znajdujących się na stole, spowodowane przeciągiem, zleciało z
niego. Julia, zauważając to, szybko podbiegła do niektórych z nich i zebrała
je, a gdy była już przy ostatniej, jej dłoń zetknęła się z inną. Spojrzała ze zdziwieniem
w górę i napotkała zielone tęczówki wpatrujące się w nią uporczywie. Znała tego
chłopca starszego od siebie o dwa lata.
Patryk miał prawie osiemnaście lat i za kilka miesięcy
opuszczał dom dziecka. Był jednym z niewielu, który trafił do tego sierocińca,
kiedy miał dziesięć lat. I chociaż mieszkał tutaj już bardzo długo, nie zawarł
z nikim przyjaźni, izolował się. Jego przeszłość pozostawała owiana tajemnicą,
nie chciał o tym rozmawiać, a jedyne, co każdy wiedział to to, że nie miał
rodziny. Jedna z tradycji tego domu mówiła, że każdy powinien szanować
pochodzenie innych osób, nikogo nie wyśmiewać, nie obrzucać wyzwiskami. To
dobre rozwiązanie, unikało się konfliktów.
Nastąpiła dziwna sytuacja, bo żadne z nich nie chciało
puścić serwetki. Obydwoje zacisnęli na niej palce, dając drugiemu do
zrozumienia że nie ustąpi. Julia uniosła brwi ze zdziwienia, prosząc
jednocześnie, aby Patryk ustąpił, lecz on zrobił coś, co zdarzało się bardzo
rzadko. Uśmiechnął się. Nikt jeszcze nie widział tego uśmiechu, przy którym
cała twarz Patryka zamieniała się diametralnie. Julię ten fakt zaskoczył, bo nawet
nie spostrzegła, gdy Patryk wyrwał serwetkę i podał ją Krystynie.
- Dziękuje – powiedziała kobieta, składając materiał
na połowę i kładąc go do półki. Chłopak miał już odchodzić, kiedy ponownie spojrzał
na Krystynę.
- Mogę jabłko? – usłyszała po chwili niepewny głos
Patryka.
Uśmiech na twarzy kucharki mówił sam za siebie, a
zadowolony chłopiec sięgnął po pierwsze z brzegu jabłko i schował do kieszeni.
Następnie odwrócił się do Julii i podchodząc do niej, uśmiechnął się zawadiacko.
Schylił się po jeszcze jedną serwetkę, którą przez przypadek upuściła. Wstał,
podając jej zgubę, po czym wyciągnął rękę.
- Nazywam się Patryk, a ty jesteś Julia, tak? – zapytał,
patrząc jej głęboko w oczy. Dziewczyna zarumieniła się, bo jeszcze nikt nigdy
tak na nią nie patrzył.
- Tak – odpowiedziała niepewnie, podając mu dłoń, w
której znajdowała się jakaś rzecz. Chłopak podał jej to i odwrócił się do
Krystyny.
- Dziękuję za jabłko – krzyknął, kiedy wychodził z
pomieszczenia.
Krystyna coś do niego odpowiedziała, lecz Julia nie
zwracała na to uwagi. Jej myśli znajdowały się zupełnie gdzieś indziej. Gdy
otworzyła dłoń, spostrzegła kawałek papieru złożonego na kilka części. Powoli,
aby go nie rozerwać, rozłożyła kartkę. Zauważyła jakieś kształty, a kiedy
odwróciła papier, ujrzała narysowaną postać siedzącą na ławce, której włosy
rozwiewał wiejący wiatr. Obrazek był czarno biały, rysowany ręcznie i bardzo
szczegółowo. Dopiero po chwili domyśliła się, że to właśnie ona znajduje się na
tym obrazku. Serce zabiło jej mocniej, kiedy pomyślała sobie o tym, że ten
chłopak obserwował ją i narysował portret. Ponownie spojrzała na rysunek,
dostrzegając w kącie jego podpis. Przejechała palcem po rysunku,
rozcierając nieznacznie czarny grafit i zostawiając ciemne cienie na palcach.
Rozmyślała o różnych rzeczach, lecz chowając rysunek do kieszeni i udając się
do swojego pokoju, nie zdawała sobie sprawy, że to było okazem miłości
młodzieńca mieszkającego od niej kilkanaście metrów, ukrywającego to uczucie
tak samo, jak swoje tajemnice.
***
Kilka dni po tym zajściu Julia nadal nie mogła spotkać
Patryka. Pilnowała jego pokoju, ale chłopak wychodził bardzo rzadko, a kiedy to
już nastąpiło, nigdy nie mogła zastać go samego, zawsze był w otoczeniu dzieciaków.
Aktualnie siedziała na schodach, kiedy kilka dziewczyn minęło ją, zostawiając
ponownie samą. Znużona czekaniem wstała i udała się schodami na dół, po czym założyła
kurtkę i wyszła na dwór. Związała włosy w luźny kucyk, kierując się w typowe dla
siebie miejsce. Usiadła, nie spoglądając na budynek, w którym, na pierwszym piętrze,
w pokoju pewnego młodzieńca, była rysowana już kolejny raz, nawet nie zdając
sobie sprawy z tego, że ten właśnie chłopak czekał na nią tak samo, jak
przedtem ona czekała na niego.
***
Była już późna godzina, kiedy odrywając się od
rysowania Patryk wstał wstał, rozluźniając swoje mięśnie. Zmęczenie dawało mu się we
znaki. Rysował kilka godzin. Było to trochę męczące, gdyż szkicował z pamięci.
Julia, gdy posiedziała trochę na zewnątrz, szybko schowała się do budynku.
Pozostała mu tylko pamięć o niej, dlatego chcąc skończyć rysunek, tak jak inne,
korzystał ze wspomnień, jakie podsuwała mu głowa. Pracował bez przerwy, nie
zdając sobie sprawy z tego, ile czasu to wszystko pochłonęło. Za oknem świtało,
a pierwsze promienie słońca ujrzały światło dzienne.
Patryk zgasił lampkę znajdującą się na biurku i
podchodząc do szafki, wyjął ręcznik kąpielowy. Przewieszając sobie go przez
ramię, otworzył drzwi i wyszedł z pokoju. W korytarzu panowała ciemność, lecz
dzięki małym lampkom pod sufitem, dawało się dojść do łazienki. Ruszył,
podchodząc do schodów prowadzących na dół i piętro. Szedł prosto, lecz kiedy
przechodził, spostrzegł nieznaczny cień na schodach. Przyjrzał się uważnie i
rozpoznał postać. Skulona, oparta o barierkę Julia mruczała coś przez sen.
Patryk podszedł do niej cicho, kucając i przyglądając się jej twarzy. Była
zmęczona, a pozycja, w jakiej się znajdowała, nie należała do najwygodniejszych.
Nie chciał jej obudzić, nie chciał z nią teraz rozmawiać... Po cichu, aby nie
zburzyć tej harmonii, wrócił do pokoju. Chwilę potem pojawił się z kocem,
którym okrył delikatnie Julię. Odgarnął pojedynczy kosmyk włosów, chowając go
za jej ucho. Uśmiechnął się do siebie, bo wiedział, że czekała na niego i szukała
wszelkich sposobności, aby się z nim spotkać. I postanowił jedną rzecz: że nie
będzie jej już dłużej trzymał w niepewności.
***
Początek zimy. Drzewa pozbawione liści, silny wiatr
oraz pierwsze płatki śniegu sprawiały, że człowiek stawał się ponury. I w takim
nastroju była właśnie jedna z dziewczyn. Chociaż trwała sobota, jeden z dni tygodnia,
kiedy Julia nie miała nic do robienia, dzień zdawał się szczególny. Właśnie
dziś kończyła szesnaście lat. Dokładnie wiedziała, co się stanie za kilka
godzin. Kiedy zejdzie na kolację, na stole będzie czekał na nią tort oraz
zapalone świeczki oznaczające, że zostały jej jeszcze dwa lata, żeby móc tu
mieszkać, a potem własne, samodzielne życie.
Zebrawszy się w sobie, wstała i udała się do łazienki.
Szybki, zimny prysznic nieco ją obudził, poprawiając nieznacznie nastrój. Po
powrocie do pokoju otworzyła szafkę, wyjmując jedne z nowszych spodni oraz
białą bluzkę, którą nosiła odświętnie. Włosy delikatnie rozczesała, puszczając
je swobodnie, a te opadły na ramiona. Bluzka, choć skromna, była delikatnie
wydekoltowana, eksponując nieznacznie wdzięki. Uśmiechnęła się do swojego
odbicia w lustrze.
- Czy to aby na pewno ja? – zapytała samą siebie.
Z uśmiechem na twarzy otworzyła drzwi, pod którymi znalazła
małe, czerwone pudełko przewiązanie zieloną wstążką. Uśmiechnęła się, myśląc,
że to pewnie jedna z koleżanek zostawiła prezent. Pochyliła się i wzięła
opakowanie do ręki. Kiedy rozejrzała się po korytarzu, nikogo nie zastała, co
wydawało jej się bardzo dziwne. Pozostało tylko otworzyć prezent. Delikatny
materiał łaskotał dłonie, a rozwiązana wstążka ześliznęła się na podłogę. Nie
podniosła jej od razu, najpierw chciała się dowidzieć, co takiego się tam
znajduje. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Gdy zdjęła górną część pudełka,
spostrzegła kawałek papieru złożonego na kilka części. Wiedziała, co ją czeka.
Mogła się domyślać. Wyjmując kartkę i rozkładając ją, ujrzała siebie w czarnej
sukni, patrzącą w jakimś kierunku. Zachwyciła się swoją postacią, choć wątpiła,
czy aby na pewno to ona. Była piękna, a ubranie, w którym się znajdowała,
idealnie do niej pasowało. Suknia wiązana na szyję, sięgająca do kostek, choć
może trochę za szczupła, w niektórych miejscach za bardzo obcisła. Ta kobieta zdawała
się inna, wolna. Julia zarumieniła się na myśl, że też chciałaby taka być. Miałaby
poczucie godności i czułaby się piękna, czego jej brakowało. Kiedy złożyła
kartkę, ponownie powędrowała myślami do autora tego rysunku. Już od jakiegoś
czasu była nim zafascynowała i chociaż każdy by pomyślał, że to młodzieńcza
miłość, ona uważała inaczej. I możliwe że miała rację, dlatego musiała się
upewnić, co do swoich uczuć. Schowała rysunek do pudełka i udała się na
śniadanie. Schodziła powoli, ześlizgując powoli dłoń po barierce, jednocześnie
rozglądając się, czy aby nie spotka gdzieś swojego malarza, lecz nikogo nie ujrzała.
Weszła do stołówki, wzięła kilka kanapek i usiadła
przy jednym z pustych stolików. Rozejrzała się dookoła, jednak nie spostrzegła
nikogo ze znajomych. W większości znajdowały się tam dzieciaki o wiele od niej
młodsze. Położyła pudełko na stole i zaczęła jeść pierwszą kanapkę. Kiedy była
już przy trzeciej, do stołówki weszła postać, o której myślała przez ostatnią
godzinę. Ona, jak i on, spostrzegła go, lecz szybko opuściła wzrok, czując się
obserwowaną. Kontynuowała jedzenie, kiedy popijając ciepłą herbatą, usłyszała,
że krzesło naprzeciwko jej siedzenia zostało odsunięte, a na jego miejsce
usiadł Patryk z niepewną miną.
- Mogę? – zapytał nieśmiało.
Julia spojrzała na niego i, chociaż zmieszana oraz
zakłopotana całą sytuacją odpowiedziała ciche „tak”, powróciła do posiłku.
Przez kolejne minuty jedli w milczeniu, każde delektując się swoją kanapką,
rozmyślając o sobie nawzajem, nie wiedząc nawet, że każde z nich modliło się,
aby to właśnie ta druga osoba zaczęła rozmowę. Pojedyncze, przelotne spojrzenia
świadczyły o tym, że nie wiedzą, co mają powiedzieć. W końcu, kiedy na
talerzykach i w szklankach nic nie zostało, Patryk spojrzał na Julię,
przerywając milczenie.
- Wszystkiego najlepszego – wyszeptał, przypatrując
się uważnie jej oczom, które po usłyszeniu jego głosu skierowały się na niego.
- Dziękuję – powiedziała speszona, bo tylko to jej
przyszło na myśl.
Chłopak, mając nadzieję, że rozmowa się rozwinie,
nadal wpatrywał się w nią, myśląc o tym, jak nawiązać lepszy kontakt. Wcale nie
zraził się tym, że nic nie mówiła, postanowił działać.
- Mam tylko nadzieję, że ci się podobało. – Nie
poddawał się.
- Było … piękne, dziękuję. – Spojrzała na niego. – Nie
musiałeś tego robić. Przecież – kontynuowała – my się wcale nie znamy, niedługo
nas opuszczasz, więc dlaczego dopiero teraz mnie narysowałeś?
Nie odpowiadał przez jakiś czas, bał się jej reakcji,
bo być może mogłaby się przestraszyć, uciec, a on pozostałby z niczym.
- Narysowałem cię… już wcześniej – wyszeptał. Julia spojrzała na niego zdziwiona, kiedy marszcząc brwi, przechyliła lekko głowę w
bok, wpatrując się w Patryka.
- Wcześniej? Gdzie?
- Pierwszy raz narysowałem cię kilka lat temu, na
placu, które idealnie widać z mojego okna. Często tam przychodziłaś, ale niestety
nie pozostawałaś długo, dlatego nigdy jeszcze nie udało mi się od razu skończyć
obrazka.
- Więc jak potem skończyłeś? – zaciekawiła się.
- Z pamięci – odpowiedział. – Wszystko to: obrazy,
twój uśmiech i otoczenie miałem w głowie. Potrzebowałem tylko kilku godzin na
zakończenie.
- Kilku godzin? Przecież to bardzo dużo czasu. – Szok
pojawił się na jej twarzy. – Ile masz tych obrazków?
- Kilka… naście – powiedział, opuszczając głowę w dół,
unikając wzroku.
Fakt ten zadziwił dziewczynę, ale jednocześnie zrobiło
jej się miło na samą myśl, że on chce ją rysować. A te portrety bardzo jej się
podobały. Ciekawa była tylko tego, dlaczego ją rysuje, ale zdawała sobie
sprawę, że na takie pytania przyjdzie jeszcze czas. Dziś miała urodziny,
dlatego chciała coś zrobić i chociaż wstydziła się tego strasznie, zapytała:
- Rysujesz normalne portrety? – zarumieniła się, kiedy
na nią spojrzał, nie wiedząc, o co chodzi. – No wiesz, takie kiedy masz
modelkę, która ci pozuje. - Opuściła głowę zawstydzona swoim pytaniem, lecz nie
powinna, bo jemu się to podobało.
- Nie robiłem jeszcze, ale zawsze mogę zacząć – odparł,
a kiedy Julia podniosła na niego wzrok, wiedziała, że dał jej możliwość wyboru,
aby sama się zdecydowała na ten krok.
- Ile trwałoby takie pozowanie?
- Myślę, że parę godzin – mówił, analizując coś w
głowie. – Cztery, może pięć, to zależy, jaka będzie z tą osobą współpraca.
Czekał, aż będzie pytać dalej i miał nadzieję, że w
końcu poprosi go o ten portret, ale chyba zrozumiał, że dla niej jest to
bardziej wstydliwe niż przypuszczał. Nachylił się nad stołem, przybliżając się,
jednocześnie delektując się zapachem jej delikatnych, przypominających zapach
kwiatów, perfum.
- Julio, czy mam zrobić ci portret? – Kiedy zadał to
pytanie, usłyszał, że delikatnie wypuściła powietrze z płuc, jednocześnie
odczuwając ogromną ulgę.
- Tak, jeśli zechcesz – odpowiedziała, patrząc mu
prosto w oczy.
I chociaż cieszyła się z tego powodu, z własnego
portretu, nie zdawała sobie sprawy, jak cieszył się Patryk, bo w końcu będzie
miał to, na czym mu tak bardzo zależało. Portret anioła.
***
Była już późna godzina, wszyscy już spali z wyjątkiem
dwóch osób, z których jedna szykowała się do wyjścia z pokoju, druga zaś
sprzątała pomieszczenie, czekając na przyjście gościa. Obydwoje się bali. Zakłopotani
lękali się tego, co przyniosą kolejne godziny. Jednak nie zdawali sobie sprawy,
że rytm ich serc bije podobnie, a to świadczyło tylko o tym, że czuli to samo,
chociaż nie wyznali sobie żadnych uczuć. Coś tak pięknego rodziło się w niej,
powoli i nieznacznie, gdzie u niego to było coś pewnego i mocnego. Odczuwał to
już od jakiegoś czasu.
Lekki trzask zamykanych drzwi, niepewne pukanie do
następnych, kiedy Julia weszła do małego pokoju, oświetlonego tylko jedną,
białą lampką.
- Cześć – przywitała się nieśmiało.
Stanął naprzeciwko niej, przechylając głowę i
przyglądając się dziewczynie. Po pewnym czasie podszedł i rękami rozpuścił
włosy, dotychczas związane w luźny warkocz. Dłońmi wychwycił poszczególne
kosmyki, chowając jej za ucho i układając tak, że wszystkie spływały na jedną
stronę.
- Cześć – odpowiedział z uśmiechem, łapiąc ją za rękę
i prowadząc do środka pokoju. Dziewczyna nie zabrała dłoni, tylko uśmiechnęła
się, delektując dotykiem, podobnie jak on.
Poprowadził ją do łóżka, gdzie usiadła i czekała, aż
on znajdzie się naprzeciwko niej. Podziwiała jego ruchy, kiedy przygotowywał
narzędzia, siadając na krzesełku, skąd miał idealny widok na swoją modelkę. Kiedy
spostrzegła, że jest już gotowy, sama zaczęła się zastanawiać nad ułożeniem
ciała. Zauważyła małe poduszki. Zdawały się idealne, żeby się na nich podpierać.
Podłożyła je pod głowę. Rozsunęła bluzkę, pod którą znajdowała się inna, z
krótkim rękawem. Rozłożyła się na łóżku, kładąc na prawym boku, idealnie
dostosowując się do swojej fryzury, bo włosy, które on sam ułożył, spływały
teraz delikatnie po jej ciele.
Skończywszy, Patryk wstał podchodząc do niej,
delikatnie zmieniając ułożenie Julii.
- Połóż rękę tutaj. – Wskazał na swoje kolana. – Drugą
zaś przyłóż sobie do twarzy. – Posłuchała go.
– A teraz delikatnie dotknij
swojego policzka, o tak.
Zadowolony z
jej wyglądu, powoli wycofywał się, siadając na swoje miejsce.
- Gotowa? – zapytał, kiedy rozsiadł się wygodnie na
krzesełku. Odpowiedziała skinieniem, na co on uśmiechnął się i rozpoczął swoją
pracę.
Leżała tam już jakiś czas, zupełnie nie zmieniając
pozycji, przypatrując się jego pracy. Co chwilę spoglądał na nią, jej ciało,
rysując szczegóły. I tak jak się umówili, rysował ją w innym ubraniu niż miała
na sobie. Zamiast zwykłego podkoszulka miała na sobie elegancką, czarną suknię
z odkrytymi ramionami, z których spływały lekko kręcone włosy Julii. Portret
nieznacznie różnił się od modelki, jednak twarz i pozycja pozostały
niezmienione. Malarz szczególną uwagę zwrócił na miejsce, w którym dziewczyna
dotykała swojego policzka. Moment niebywale dla niego piękny, kiedy dłoń
nieznacznie opadła, przejeżdżając po gładkiej cerze. Starał się wszystko
narysować, oddać całego siebie w wykonywaną pracę, bo nie wiedział, czy
kiedykolwiek będzie miał okazję powtórzyć taki moment. Jednak coś go
dekoncentrowało. Julia ciągle na niego patrzyła, przyglądała mu się, wyłapując
każdy ruch, każde muśnięcie po płótnie, jednocześnie w głowie miała mętlik
myśli przepływających przez jej umysł, bo coraz bardziej zakochiwała się w tym
chłopaku, nie mając zupełnie świadomości, jak mocne stawało się to uczucie w
tak krótkim czasie.
Po skończonej pracy, kiedy było już dawno po północy,
Patryk odłożył swoje narzędzia i wstał, przeciągając się, a następnie podszedł
do Julii, podając jej swoją dłoń, pomagając wstać. Dziewczyna podniosła się,
skręcając swoją szyję w różne strony, odczuwając przy tym znaczną ulgę.
- Wszystko w porządku? – zmartwił się, widząc jej minę.
- Tak, po prostu jestem trochę zmęczona. – Dotknęła swojej
szyi, masując ją delikatnie, a następnie spojrzała na obraz. – Mogę zobaczyć? –
zapytała, zakładając bluzę. Ciągle trzymali się za ręce i żadne z nich nie chciało puścić.
- Chciałbym jeszcze to ładnie wykończyć, jeśli
pozwolisz oczywiście. Jutro bym ci dał, zgadzasz się? – zaproponował.
Dziewczyna skinęła głową, jednocześnie rozłączając ich
ręce. Stali tak nadal, czekając na jakikolwiek ruch drugiej osoby, jednak żadne
się nie odezwało. Można byłoby pomyśleć, że delektowali się swoją obecnością. Dziewczyna
odsunęła się od niego, przerywając to wszystko. Podeszła do drzwi i trzymając
rękę na klamce, odwróciła się w stronę chłopaka, jednocześnie dostrzegając, że
on ciągle wpatrywał się w jej twarz.
- Dobranoc. – Usłyszała dźwięk wydobywający się własnych
ust, chociaż tak naprawdę nie chciała się żegnać.
- Dobranoc – odpowiedział chłopak, patrząc, jak drzwi
się za nią zamykały, nie wiedząc, że dziewczyna po wejściu do swojego pokoju oparła
się o ścianę i rozmyślała o tej nocy.
Ten początek... O tym niespodziewanym porodzie i rodzeniu napisalabym najpierw, a potem ten początek.
OdpowiedzUsuńOgólnie nie jest źle... Ale... Moglabys poszukac lub zamowic szsblon, zrób strony z postaciami i opisem bloga, z linkami i przede wszystkim pozgłaszaj się do różnych spisowni blogowych. To pomoże ci zdobyć czytelników 😉 powodzenia w pisaniu!